Najgorsze jest to , że nie zdążyłam rozwieść się z mężem i muszę siedzieć z nim w jednym mieszkaniu:( Masakra! Jak podjęłam decyzję o złożeniu pozwu, wybuchła pandemia. Mąż pił z przerwami od 5 lat. Wcześniej było to do wytrzymania. Leczył się, a ja miałam nadzieję... Od pół roku pije we wszystkie wolne dni, urlopy, a także w tygodniu, jak praca pozwala. Zaczął robić się agresywny, więc podjęłam definitywną decyzję o rozwodzie, tym bardziej , że dzieci nie mamy, a mąż ma swoje lokum, do którego może się wynieść. Jednak koronawirus przerwał moje działania, pozamykane sądy i kancelarie adwokackie. W pierwszy dzień końca pandemii wyrzucę go z domu. Teraz to niemożliwe, bo przeprowadzka, i.t.p. Oczywiście, jak przeżyję.... Już nie mogę na niego patrzeć:( Może Ktoś ma podobny problem i poradzi, jak to przetrzymać???