Jego to ja zastąpiłam najpierw kim innym... jednym... drugim... raz w życiu mi tak odbiło, ale nie ma się czemu dziwić, 19 lat, kiełbie we łbie. Dziwię się za to trochę czemu innemu, bo po rozstaniu zaczęłam robić te wszystkie fajne rzeczy, których przy nim nie mogłam, więc powinnam poradzić sobie z emocjami lepiej, np. zaczęłam udzielać się w wolontariacie, podróżować, odnowiłam starą przyjaźń, dużo czasu spędzałam z ludźmi. Nie wystarczyło. A może własnie przez to, że pojawili się inni mężczyźni, chciałam podświadomie uciec przed ryzykiem, sama nie wiem.
Pierwsze problemy z kompulsywnym przejadaniem się miałam wcześniej. Przechodziłam depresję i bywało tak, że potrafiłam pobiec do sklepu i kupić dwie czekolady (zawsze bakaliową i kokosową), dużą paczkę orzechowych chrupek i wsunąć to w kilkanaście minut zaraz po przyjściu do domu. Mieszkałam praktycznie sama, bo wynajmowałam pokój, więc i tak nikt nie widział. Tylko potem ma się wrażenie, że każdy widzi ile zjadłam, że nagle, w te kilkanaście minut przytyłam tyle, że to widać gołym okiem... a nie było. Przeszło mi kiedy pojawiła się nowa szkoła, nowi ludzie. No a potem już był ten koszmarny związek i po nim + 11.5 kg, a objadałam się tak, że bolał mnie żołądek i nie mogłam się ruszyć. Potrafiłam zjeść dwie bułki i dwie drożdżówki naraz, na jeden posiłek albo nawet 8 kromek chleba
Trzeba się "napracować", żeby w takim tempie przytyć. Potem znów etap chudnięcia, odizolowywania się, znów dużo się działo, pojawił się mężczyzna, itd.