Zapach wanilii jest moim zdecydowanym faworytem. Zawsze go uwielbiałam i do dzisiaj poszukuję wszędzie. Bez względu na to, czy potrzebuję: aromatu do ciasta, pefrum, kosmetyków pielęgnacyjnych do ciała, świec do urozmaicenia romantycznego wieczoru, czy nawet odświeżaczy zapachowych do auta lub domu.
Pamiętam, że gdy byłam nastolatką zakochałam się w perfumach Vanilla Fields, które dziś już są słabo dostępne. Pokazał mi je kuzyn, gdy kupił swojej mamie na urodziny. Długo zbierałam pieniądze, aby sprawić sobie takie same. Byłam nastolatką, a używając ich czułam się "kobietą" – elegancką, pewną siebie, atrakcyjną, a zarazem tajemniczą. I nie wiem, czy to moje samopoczucie, czy sam zapach wanilii sprawiały, że znajomych i zainteresowania moją osobą również mi nie brakowało. Dziś mam 36 lat, jestem zamężna i mam dwie śliczne córeczki. Jestem dojrzałą i inną już osobą, a jednak, gdy jakiś czas temu postanowiłam poszukać zapachu, który pobudzi moje zmysły i przy którym powiem "Wow! To jest mój nowy zapach" trafiłam na wodę toaletową Naomi Campbell "Quin of Gold", w której nucie serca wyczuwam tę wspaniałą woń. Podobnie jak w zapachu z mych młodych lat. Ta woda towarzyszy mi we wszystkich najważniejszych wydarzeniach w życiu. Tak jak dawniej Vanilla Fields.
Skąd ta miłość do wanilii? Nie wiem. Może to tęsknota za dzieciństwem i domem pachnącym ciastem? Może chęć powrotu do młodzieńczych lat? Chęć poczucia się kobietą atrakcyjną i ważną jak kiedyś? A może coś więcej? Nie wiem. Ale moja miłość do tego zapachu nie ustaje.