Z puree ziemniaczanym Knorra wiąże się jedno moje zabawne wspomnienie z całkiem niedalekiej przeszłości. W sierpniu tamtego roku odwiedził nas dość wiekowy już brat dziadka, który mieszka pod Kielcami i jak to rolnik z dziada pradziada, uznaje tylko domowe jedzenie, w żadnym wypadku nie zjadłby niczego z gotowych dań "z torebki". Postanowiliśmy pokazać mu, że nie są one takie straszne jak sobie wyobraża i do obiadu zamiast tradycyjnie gotowanych ziemniaków do jego ulubionego zsiadłego mleka i jajka sadzonego przyrządziliśmy na szybko puree ziemniaczane z boczkiem i cebulką. Zajadał się nimi ze smakiem, komplementując umiejętności kulinarne mamy, a my w duchu mieliśmy taki ubaw, że nie poznał, że to "z torebki", a raczej z gorącego kubka! Nie uświadomiliśmy go oczywiście, że te pyszne ziemniaczki to były z proszku zalanego gorącą wodą, bo jeszcze by się gorzej poczuł, ale jego zachwyty upewniły nas w tym, jak świetnie Knorr potrafi dobrać składniki tego dania, skoro nawet taki znawca domowej kuchni nie poczuł różnicy...