Odp: Rozważna czy romantyczna? Jaka jesteś?
to praktyczniej
Nie jesteś zalogowany. Proszę się zalogować lub zarejestrować.
Strony Poprzednia 1 2 3 4 … 16 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
to praktyczniej
[quote=agf]to praktyczniej [/quote]
No jasne. Każda z tych osobowości ma plusy i minusy. Moim plusem jest spontaniczność, minusem jej zła wersja - impulsywność. i to tak silna, że czasami przeobraża się w agresję.
Z wiekiem staję się coraz bardziej rozważna i ostrożna. Romantyzm to ślepa uliczka. kojarzy mi się z mało eleganckim, ale trafnym powiedzeniem: 'Jak siema miękkie serce, to trzeba mieć twardy tyłek". Tyle.
To ja na szczęście mam ten twardy tyłek o którym piszesz. W tym powiedzeniu jest niestety mnósto prawdy. :-(
Jak chcę sobie przypomnieć, jak to jest być romantycznym, to sobie słucham Czerwonych Gitar albo The Beatles... A potem wyłączam muzykę i schodzę na ziemię.
[quote=JoannB]Z wiekiem staję się coraz bardziej rozważna i ostrożna. Romantyzm to ślepa uliczka. kojarzy mi się z mało eleganckim, ale trafnym powiedzeniem: 'Jak siema miękkie serce, to trzeba mieć twardy tyłek". Tyle.[/quote]
prawda
A ja chcę mieć kogoś takiego - choćby to była jedna jedyna osoba na całym świecie, przy której nie muszę ię w żaden sposób zabezpieczać - mogę zaufać do końca, otworzyć się i oddać.
Kto by nie chciał - ale lęk przed tym, ze ktoś może to poczytać za słabość albo starać się wykorzystać, jest chyba silniejszy.
Ja jestem bliska celu. Po pięciu latach znajomości wiem czego mogę się obawiać, oczywiście nie na 100 %, bo zawsze mogłaby mnie ta osoba mimo to zaskoczyć... nieprzyjemnie.
Ale nie są to chyba duże obawy?
cóż, mój też kiedyś zawiódł moje zaufanie, ciężko mi było, ale po latach dochodze jednak do wniosku, o którym już pisałam - bez zaufania i oddania się w pełni drugiej osobie, z którą się żyje, nie jest się naprawdę szczęśliwym i zdolnym do odczuwania radości
Nie, nie są. Wiem, że przynajmniej dopóki jesteśmy razem nie obgadywałby mnie i nie zdradził moich tajemnic. Co potem - tego nie wiem. Wiem, że gdyby związek się rozpadł to jechałby po mnie, że wariatka, że dziwna itd. gorzej pewnie, ale nie wnikam co będzie po rozstaniu. Teraz jesteśmy razem. Czasem w ostrzejszej kłótni wykorzystujemy przeciwko sobie bardzo osobiste rzeczy, które sobie powiedzieliśmy i to są ciosy poniżej pasa. Wytaczamy ciężką artylerię. Próbujemy coś z tym zrobić, choć wydaje mi się, że podczas ostrzejszej kłótni jednak znów wykorzysta pewne przykre sprawy, żeby uderzyć w czuły punkt. Nie pozostanę oczywiście dłużna. Pod tym względem nie mam zaufania. Ale wiem, ze poza związek to nie wyjdzie.
kłótnie to taka specyficzna sytuacja - rządzi się innymi prawami niż normalne zycie...
[quote=agf]kłótnie to taka specyficzna sytuacja - rządzi się innymi prawami niż normalne zycie...[/quote]
Wiesz, nieraz się zastanawiałam jak to jest możliwe, żeby ludziom, którzy się kochają przechodziły p[rzez gardło takie słowa. I wtedy wątpiłam w miłość.
Jestem za tym, że partner nie powinien wszystkiego o nas wiedzieć. nie będzie wtedy miał argumentów... Nie po to się zwierzamy, żeby potem ktoś nam to wykrzyczał...
Ale żyć z drugą osobą bez zwierzania się jej to też nie do końca fajnie...
Zależy, jak bardzo lubimy się zwierzać. Ja - umiarkowanie... Zresztą faceci nie potrafią słuchać - zaraz się zapatrzą i to ich rozprasza...
[quote=agf]Ale żyć z drugą osobą bez zwierzania się jej to też nie do końca fajnie...[/quote]
No właśnie. Chciałabym, żeby ta druga osoba znała mnie jak własną kieszeń. Żeby mogła pomóc kiedy nie wiem jak pomóc sobie. Żeby wiedział kim jestem, żebym poczuła, że znamy się bliżej, żeby znała wady i doceniła zalety.
Nie, jestem za ograniczonym zaufaniem. Wiem co mówię. W razie rozstania nie myśli się: co on teraz zrobi ze swoją wiedzą na mój temat...?
A niech robi co chce. Nie wstydzę się tego kim jestem i jaka jestem. biorę odpowiedzialność za swoje słowa i czyny.
A tak poza tym to jestem osobą na tyle otwartą, że dużo osób zna mnie lepiej i wie o mnie więcej. Każdy ma jakieś wady, każdy ma swoje halo. Tak więc raczej romantycznie zawierzę mężczyźnie niż rozważnie się przed prawdziwą bliskością powstrzymam.
Dla mnie bliskość to raczej brak fizycznego skrępowania np. przed nagością swoją i jego, brak odczucia obcości drugiego człowieka, oswojenie się z nim, niż wielogodzinne rozmowy niby o niczym, ale takie, że coś tam wychodzi... Jakoś nie jestem skłonna do zwierzeń wiedząc, jacy plotkarze są z mężczyzn. Jakoś też nie chciałabym, żeby potem opowiadał, co i jak razem robiliśmy, jakie mam fantazje itp. Znam parę, która nawet ze sobą nie sypiała, a jak się rozstali, to on rozpowiadał wokół, co to nie robili razem i jaka jest zepsuta... Więc pozwała go do sądu, udowodniła, że nic nie robili... Ale to ona była potem obiektem kpin - że 23-letnia i dziewica...
Cóż, zwierzanie się z moich osobistych spraw to nie są wielogodzinne rozmowy o niczym. To raz. A dwa, z tego co napisałaś wynika, żę lepiej nie rozbierać się przy facecie, bo potem opowie co robiliście.
Ja tak samo znam jego sekrety jak i moje. Tak samo wiem o rzeczach, o których nie wiedzą wszyscy. I w gruncie rzeczy nie obchodzi mnie co będą myśleli i mówili o mnie ludzie, którzy mnie nie znają, bo to tylko o nich źle świadczy, że coś usłyszeli od kogoś, kto jest rozgoryczony po rozstaniu i w to wierzą nie wiedząc jaki ktoś jest naprawdę.
No nie aż tak, ale długo trwa zanim się do kogoś przekonam, nic na to nie poradzę. Jakoś wolę się uczyć na błędach innych, a nie własnych, stąd taka ostrożność chyba...
A co musiałoby się stać, żeby Cię przekonać, bo teoretycznie to można być nieufnym w nieskończoność?
Na mnie działają czyny a nie słowa. Gdybym przekonała się na własne oczy, że potrafi być lojalny, nie kręci, nie jest egocentrykiem i narcyzem, umie poczekać, nie naciska po krótkim czasie znajomości... Podstawowe sprawy, ale dla niektórych niewykonalne
Strony Poprzednia 1 2 3 4 … 16 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź