Temat: Smutek po śmierci pupila
Zmarła mi kotka... Tak, wiem, powinno się używać słowa "zdechła", ale dla mnie była jak rodzina, jak przyjaciółka. Nie potrafię poradzić sobie ze smutkiem.
To była stara kotka po przejściach, przygarnięta, wyratowana z bezdomności. Dokuczały jej inne koty, była też pogryziona i miała zdartą skórę z głowy, została zoperpowana. Tato przygarnął ją ostatniej jesieni. Mamy już dwa koty, więc dla wszystkich trzech zwierzątek to był stres i trudny proces adaptacji. Dużo udało się już zrobić, zaczęła samodzielnie spacerować wokół domu i leżeć sobie przed domem na krzesełku, a wcześniej nie wychodziła ze swojego kąta.
Kilka dni temu o piątej rano wdarły nam się na posesję dwa bezdomne psy. Nie wiem jak to się mogło stać, bo mamy wysokie ogrodzenie, brama i furtka pod kluczem, żadnyc przejść, szpar, nie da się podkopać, bo jest droga z kostki. Zaatakowały ją. Rzuciłam się na ratunek, ale zdążyły ją pogryźć. Zmarła dzisiaj od ugryzień, wdało się zakażenie.
Te psy są od roku bezdomne i atakują inne zwierzęta. Nigdy wcześniej ich nie widziałam, dopiero koleżanka wygrzebała mi na fb post fundacji kierującej schroniskiem, w którym są zdjęcia tych psów i pytanie czy ktoś wie czyje. W komentarzach ludzie piszą, że są agresywne względem innych psów. No i jak widać do tej pory nikt ich nie złapał.
Moja kotka była już leciwa i przygotowywałam się na to, że pewnie najdalej za rok odejdzie. Boli mnie jednak, że stało się to w taki sposób. Bardzo chciałam, żeby zwierzę, które tyle wycierpiało, miało spokój w ostatnich miesiącach swojego życia. Żeby odeszła ze starości, w poczuciu bezpieczeństwa, syta, w przyjaznym otoczeniu, pod opieką. Nie w przerażeniu, bólu i tak straszliwym cierpieniu.
I ten żal mnie przygniata.