Wypaliło się...
Nie chcę być czarnowidzem i wypisywać tutaj filozofii, które budzić będą niechęć dziewczyn mocno wierzących w miłość, ale to chyba normalna kolej rzeczy w związku. Ta utrata pociągu, zainteresowania, porozumienia, cierpliwości do siebie. Jeśli parę bardzo dużo łączy, mogą ze sobą żyć nadal bez tej iskry, jeśli stworzyli wspólnie dom, jeśli poza uczuciem było też jakieś partnerstwo, to sobie poradzą w takim układzie, ale praktycznie wszystkie pary, z niewielkimi wyjątkami, albo się rozstają, albo męczą, bo muszą (kredyt, mieszkanie), bo się boją inaczej, bo coś ich zmusza do bycia ze sobą.
Mam wrażenie, że nawet jeśli uda się pokonać taki kryzys, odświeżyć związek, to nie potrwa to długo i to nigdy nie będzie to samo co przedtem. Pewnie piszę to, co podsuwają mi własne doświadczenia, które niekoniecznie muszą być takie jak innych, ale naprawdę wydaje mi się, że jak już zaczynamy pragnąć czegoś innego, to można jeszcze spróbować odremontować związek, choćby tylko po to, by mieć pewność, że nie zrezygnowaliśmy przed czasem... ale i tak to nie będzie to, co zaspokoi nasze pragnienia i nasze potrzeby. Takie relacje się zwyczajnie wypalają. I wystarczy je pod jakimś względem zaniedbać, żeby potem nie dało się ich uratować.