Zawsze do namalowania kreski używałam kredek. Jednak kredką nie zawsze udawało mi się zrobić cieniutką kreskę i wtedy naszła mnie myśl, aby po raz pierwszy w życiu kupić eye liner.
Nie chciałam wydawać na niego zbyt dużych pieniędzy, ponieważ nie wiedziałam czy będę umiała w ogóle malować się eye linerem. Moje dotychczasowe próby na eye linerach podkradanych mamie zawsze kończyły się fiaskiem. A, że mama daleko to nie miałam możliwości kontynuowania nauki w posługiwaniu się takim pisakiem i trzeba było zakupić własny.
Eye Liner – WiboZaczęłam w tym celu przeglądać wizaż, aby znaleźć swój pierwszy eye liner. Po długich poszukiwaniach mój wybór padł na eye liner marki Wibo. Zdecydowałam się na niego z dwóch powodów:
– po pierwsze: cena
Dałam za niego ok. 6 zł w Rossmannie. Koszt tak niewielki, że nawet jeśli kosmetyk okazałby się dla mnie nie odpowiedni albo mizernej jakości, to nie żałowałabym aż tak bardzo wydanych pieniędzy, jak mogłoby się to okazać przy eye linerze za więcej jak 25 zł.
– po drugie: polska marka
Staram się wspierać polskie marki. Wierzę, że nasze polskie kosmetyki (i te pielęgnacyjne i te kolorowe) nie urągają jakością kosmetykom zagranicznym. Nie wszystkie polskie kosmetyki mi odpowiadają (np. nie znoszę produktów marki Soraya), ale w zdecydowanej większości są to marki przeze mnie lubiane i staram się po nie sięgać w drogeriach.
Tak więc wróciłam z moim zakupionym za „majątek” eye linerem do domu i rozpoczęłam naukę makijażu na czystych powiekach. Odkręciłam pędzelek, który był cieniutki i równomiernie zwężał się w dół. Aby nie umazać sobie całego oka po raz pierwszy, leciutko ściągnęłam nadmiar tuszu z pędzelka ocierając go o krawędzie plastikowego słoiczka. Oparłam stabilnie łokieć o stół i namalowałam swoją pierwszą kreskę. Najpierw zaczęłam od polowy oka ku zewnętrznej krawędzi, a następnie od wewnętrznej do połowy. Byłam pod ogromnym wrażeniem współpracy eye linera z moimi niewprawionymi dłońmi. Udało mi się to zrobić za pierwszym razem! Pędzelek bardzo ładnie się spisywał – gładko sunął po mojej powiece zostawiając intensywną czerń. A ilość tuszu nabierała się odpowiednia, po lekkim otarciu pędzelka o krawędź buteleczki. Tak samo gładko mi poszło z drugą powieką. Z tak pomalowanymi kreseczkami chodziłam cały dzień i oniemiałam z wrażenia, gdy przy wieczornym demakijażu w lustrze widziałam nienaruszone kreski! Trzymały się calutki dzień! Już wtedy wiedziałam, że ten eye liner to byłbardzo dobry wybór!
Zaczęłam go bardziej testować. Pierwszy test polegał na tym, że najpierw nałożyłam go na powiekę, a dopiero na nim nałożyłam cienie. Kreska się mocno przydymiła, zrobiła się taka szaro-nijaka i cień brzydko na nim prezentował. Tak jakby częściowo przenikał przez kreskę, ale nie do końca. Efekt był dziwny i już więcej tak go nie nakładałam. Drugi test wyglądał tak, że najpierw nałożyłam cień, a później na nie eye liner Wibo. I tu efekt było o sto razy lepszy. Kolor kreski był intensywnie czarny.
Z biegiem czasu coraz częściej korzystałam z eye linera Wibo. Polubiłam się z pędzelkiem na tyle, że w większości przypadków udaje mi się osiągnąć zamierzony efekt grubej lub cienkiej kreski. A najbardziej zachwyca mnie fakt, jak długo zostaje na powiece (a przypomnę, że mam powieki opadające i „tłuszczące” się). Mam go od dobrych kilku miesięcy, a mimo wszystko nadal, gdy po niego sięgam to ma taką samą konsystencję i tak samo dobrze się trzyma. Na pewno kupię go ponownie, a być może skuszę się na eye liner w kolorze niebieskim albo różanym?