Dobra restauracja Zabrze Niezłe Ziółko – opinia, menu

18 marca 2014, dodał: Redakcja
Artykuł zewnętrzny

W ramach naszej ogólnopolskiej akcji Blogerzy Smakują prezentujemy kolejną restaurację, tym razem blogerka smakowała dania restauracji w Zabrzu Niezłe Ziółko:

banersmak

Restauracja Niezłe Ziółko

ul. Franciszkańska 8, 41-819 Zabrze (w sąsiedztwie hotelu Alpex)

Witajcie w poście inauguracyjnym nowego działu na moim blogu: Magda Testuje! To właśnie tu przeistaczać się będę w Panią Krytyk, która recenzować będzie wszystko, co z kulinariami związane – od restauracji, poprzez nowości sklepowe, aż do sprzętów. Bo przecież swoje zdanie mam i nie widzę powodów, by się nim z Wami nie dzielić. ;-)

Na pierwszy ogień zapraszam do recenzji restauracji Niezłe Ziółko mieszczącej się w Zabrzu przy ul. Franciszkańskiej 8. Do restauracji zostałam zaproszona dzięki akcji „Blogerzy Smakują” na portalu Uroda i Zdrowie (www.urodaizdrowie.pl/akcja-kulinarna-blogerzy-smakuja). Jako rodowita zabrzanka bardzo ucieszyłam się, że będę miała okazję wypróbować ten nowy punkt na gastronomicznej mapie mojego miasta. Nie ukrywam, że brakuje tu ciekawych miejsc, w których można dobrze zjeść i miło spędzić czas, w każdym razie żadne z nich nie podbiło mojego serca. Aż do teraz.
Wybierając się do Niezłego Ziółka, planowałam być Panią Krytyk z prawdziwego zdarzenia – wyczuloną na każde najdrobniejsze niedociągnięcie. Niestety, już po wejściu do restauracji moje twarde krytyczne serducho zmiękło na widok cudownego wystroju w stylu prowansalskim, w którym jestem absolutnie zakochana. Wszędzie mnóstwo bibelotów, stary kredens i komoda, stojące lampy i moje ulubione tulipany w wazonach – przepadłam z kretesem. Nie planuję wesela, ale gdyby przyszło mi je kiedyś planować, chętnie zorganizowałabym je właśnie w takim miejscu ja to.
Ja i moja towarzyszka zostałyśmy bardzo miło przywitane już na wejściu, zaproponowano nam coś do picia, a gdy wygodnie usadowiłyśmy się przy stoliku, podano menu. Już wcześniej zerkałam na stronie www, co też Niezłe Ziółko ma w ofercie, ale nie potrafiłam się zdecydować na nic konkretnego – zbyt wiele pozycji wydawało mi się intrygujące. Decyzja podejmowana w restauracji nie była ani trochę łatwiejsza, ale w końcu udało nam się złożyć zamówienie na trzydaniowy obiad. Aby umilić nam czas oczekiwania, podano tzw. „czekadełko” – były to dwa kawałki pysznego pasztetu z chrzanem i pieczywem. Cudowna kombinacja! To dziwne, ale sama nigdy nie wpadłam na to, by połączyć pasztet z chrzanem – teraz będę to robiła regularnie. Miałyśmy także okazję porozmawiać chwilkę z bardzo sympatycznym i profesjonalnym kelnerem, który spokojnie mógłby pracować w restauracjach z gwiazdkami Michelin. Opowiedział nam o historii Niezłego Ziółka, zaprezentował możliwości lokalu w zakresie organizacji imprez i pomógł w wyborze dań. Taką obsługę to ja rozumiem!
Nie musiałyśmy długo czekać, by przystawki pojawiły się na naszym stole. Ja zamówiłam krem z cebuli z grzankami serowymi (9 zł), natomiast moja towarzyszka zdecydowała się na wędzoną pierś z kaczki z pieczonym jabłkiem i sosem winno żurawinowym (19 zł). Oba te dania okazały się strzałem w dziesiątkę. Mój krem z cebuli absolutnie i nieodwołalnie podbił moje kubeczki smakowe, zatem na pewno spróbuję odtworzyć go w warunkach domowych. Natomiast kaczka z jabłkami okazała się jednym wielkim WOW! Przede wszystkim urzekł mnie sposób podania – pięknie pokrojone, miękkie, upieczone jabłko przełożone dużą ilością wędzonego mięsa z kaczki, do tego kleksy sosu i płatki kwiatów jako ozdobnik. A w smaku? Towarzyszka rozpływa się w zachwytach po dziś dzień, co stanowi chyba najlepszą ocenę.
Po pysznej i sycącej przystawce przyszedł czas na danie główne. Mój wybór padł na sandacza z sosem z pieczarek i białego wina, ziemniakami i warzywami (44 zł), natomiast towarzyszka konsekwentnie trzymała się kaczki, tym razem w postaci piersi z ziemniakami gratin oraz buraczkami w winie, miodzie i tymianku (39 zł). Po raz kolejny sposób podania nie pozostawiał nic do życzenia – moje oczy były równie usatysfakcjonowane co, jak się później okazało, żołądek. Kelner przekazał mi, że szef kuchni poleca, bym najpierw spróbowała sandacza bez sosu, żeby ocenić jego smak. Zastosowałam się do wskazówki i muszę przyznać, że sandacz trafia na podium moich ulubionych ryb – jest naprawdę delikatny w smaku, a skorupka z soli i skórki cytrynowej nadała mu niepowtarzalnego charakteru, więc nie przeszkadzały mi nawet trafiające się gdzieniegdzie ości. Sos pieczarkowy w końcu niemalże nie spotkał się z rybą, bo smakowała mi bardziej w wersji solo, ale nie zmarnowałam go, bo na to był o wiele za dobry (nie wpadłabym, by dodać wina do sosu pieczarkowego, a to naprawdę świetna kombinacja!) – zjadłam go z ziemniaczkami i warzywami. Natomiast kaczka z buraczkami, której skosztowałam od towarzyszki, stanowiła bardzo fajną całość. Szczególnie uwiodły mnie jednak buraczki, których smak pamiętam do dziś i jeszcze kiedyś chętnie bym do nich wróciła. Tu muszę zaznaczyć, że porcje na naszych talerzach były naprawdę duże i nie byłam w stanie pokonać mojej, a możliwości przecież mam niemałe. Wg moich standardów to dobrze świadczy o Niezłym Ziółku, w końcu przychodzę do restauracji, by porządnie zjeść!
Po bogatym i sycącym obiedzie nie byłam pewna, czy mam jeszcze ochotę na deser, ale ponieważ już zamówiłyśmy i bardzo byłam ciekawa, jak w tej materii spisuje się Niezłe Ziółko, w końcu przed nami pojawiły się pucharki z lodami. W tym przypadku więcej szczęścia przy wyborze miała moja towarzyszka – zamówiona przeze mnie czekoladowa impresja, czyli lody czekoladowe z musem z owoców leśnych i bitą śmietaną (12 zł), była niezła, ale nie powaliła na kolana. Natomiast lody pieczone w kokosowej skórce z sosem wiśniowym (18 zł) okazały się absolutnym hitem, o którym opowiedziałam już chyba wszystkim zainteresowanym znajomym i na które będę jeszcze nieraz do Niezłego Ziółka wracać. No bo kto by pomyślał – z wierzchu ciepła skorupka z wiórków kokosowych, a w środku zimne lody! Fantastyczne połączenie, możecie mi wierzyć.
Czy wyszłam z Niezłego Ziółka zadowolona? Czy będę do niego wracać? Czy będę polecać je znajomym? Tak, tak, tak – po trzykroć tak! Bardzo cieszę się, że odkryłam takie miejsce jak to w moim rodzinnym mieście. Jak dotąd gdy chciałam się tu z kimś umówić, miałam wielki dylemat, gdzie pójść, bo żadne miejsce nie zaskarbiło sobie mojej szczególnej sympatii. Aż do teraz. Niezłe Ziółko to naprawdę dobra restauracja. Jedzenie jest pięknie podane i smaczne, porcje duże, ceny – szczególnie w kontekście porcji – bardzo rozsądne, obsługa przemiła, a sam lokal urządzony tak, jak ja bym go urządziła, gdybym miała talent do wystroju wnętrz (chciałabym mieć mieszkanie w takim stylu!). A wszystko to w zasięgu 5 km od mojego domu. Wymagać więcej to byłby grzech.
W skali szkolnej – Niezłe Ziółko otrzymuje ode mnie 5 z plusem!

Testowała:

magda-kucharzy.blogspot.com