Dobra restauracja Łódź – opinie: żydowska restauracja Anatewka
W Łodzi jest wiele wspaniałych i klimatycznych restauracji. Wraz z mężem postanowiliśmy jednak spróbować po raz pierwszy w życiu kuchni żydowskiej.
Przejadły nam się bowiem już wszelkiego rodzaju kuchnie włoskie, tureckie, amerykańskie, nie wspominając o polskiej, która jest pyszna, ale mamy ją w domu… Tak więc po kilku uwagach znajomych, którzy byli zachwyceni gęsim pipkiem postanowiliśmy zarezerwować stoliczek w restauracji ANATEWKA przy ulicy 6 Sierpnia w Łodzi.
Słyszeliśmy dużo dobrego o tej kuchni, przede wszystkim to, że jest smacznie, aromatycznie, ale też nie za tanio, więc zaopatrzeni w kartę kredytową pojechaliśmy na umówioną godzinę do lokalu. Była to sobota około godziny 17, tuż przy wejściu przemiła Pani z obsługi pomogła powiesić nam w szafie nasze wierzchnie okrycia. Zostaliśmy poproszenie o przejście do naszego stolika, który mieścił się pośrodku głównej, pierwszej sali.
Nasze pierwsze wrażenie (a pierwsze wrażenie, jak wiadomo, jest bardzo istotne) to niezwykle domowe, przytulne miejsce, które od razu ujęło nas za serce! W lokalu panował przytulny półmrok, ale nie było za ciemno, wręcz idealnie. Cały lokal utrzymany jest w konwencji jadalni połączonej z salonem dziennym w stylu lat 20. ubiegłego stulecia. Część mebli w stylu międzywojennym: okrągłe masywne stoły nakryte eleganckimi obrusami lub szydełkowymi bieżnikami, przewygodne krzesła i fantastyczne dodatki. Kochamy antyczne meble i dlatego czuliśmy się cudownie w tym miejscu, przenieśliśmy się w inny wymiar czasowy, ale też w miejsce przytulne, klimatyczne i bardzo domowe. Zanim kelner przyniósł zamówione dania cieszyliśmy oczy interesującymi bibelotami z epoki: lampami, ikonami, zegarami, platerami i innymi czarującymi przedmiotami.
Postanowiliśmy zwiedzić całą restaurację – podzielona jest na kilka pomieszczeń, prawdopodobnie było tutaj kiedyś duże mieszkanie. Jest nawet mały niezwykły pokoik -przechodzisz przez drzwi szafy i znajdujesz się w uroczym, małym pomieszczeniu ze stolikiem na 4 do 6 osób – świetny pomysł na randkę lub spotkanie biznesowe. Wszystkie pokoje mają to “coś” w sobie, jest też górne piętro, ale nie było nam dane tam zajrzeć, bo lada moment kelner miał podać dania.
Oczekiwaliśmy z utęsknieniem i niemałą ciekawością na wybrane dania. Karta menu jest bardzo bogata, naprawdę trudno się zdecydować, bo jest i wyszukany drób, jagnięcina ale też rybne i żydowskie specjały (kreplach, farfelki) i przystawki, że ciężko wybrać.
Postanowiliśmy zamówić:
przystawka: zupa rosołek po żydowsku, gęsi pipek, na danie główne kaczkę pieczoną Karola Borowieckiego z ziemniakami i buraczkami, do picia herbata.
Opis przygotowanych specjałów:
Naprawdę nie rozczarowało nas żadne danie, ogólnie mówiąc kuchnia na bardzo wysokim poziomie z najwyższej jakości produktów. Zacznę od zupy: idealnie przygotowany rosół z wiejskiej kury, świetnie zagęszczony jajeczkiem z kluseczkami, nie za tłusty, ale doskonale treściwy, wyczuwalne aromatyczne przyprawy w subtelnych proporcjach, zdystansowane a jednocześnie wyraziste – polecam gorąco!
Gęsi pipek też nie zawiódł – nie wiem jak jest przygotowany, ale wraz z mężem stwierdziliśmy, że to najdelikatniejsze mięsko, jakie w życiu mieliśmy okazję zjeść! Są to dwa kawałki mięsa w kształcie pulpecików, polane sosem pieczeniowym. Delikatność i kruchość mięsa jest tak wybitna, że nie sposób oderwać się od swojej porcji, spoglądając po skończeniu łakomie na kąsek partnera. Sos jest bardzo treściwy, gęsty i mięsny, ale nie mączny. Doskonale zredukowany i wyrazisty, z nutą ziołowych przypraw kontrastujących z delikatnością gęsiego mięsa. Naprawdę oceniam wysoko tę potrawę i polecam wszystkim smakoszom gęsiny.
Danie główne: zamówiliśmy jedną porcję kaczki i poprosiliśmy o dodatkowy talerz, ponieważ okazało się, że podawane jest pół kaczki jednej osobie – nie bylibyśmy w stanie tego zjeść! Kelnerka przyniosła więc nam już od razu na dwóch talerzach poporcjowaną kaczuchę z od razu porcją ziemniaczków i buraczki. Kaczka posiadała chrupiącą skórkę, delikatne mięsko świetnie doprawione. Każdy z nas miał też na talerzu jabłuszko pieczone z żurawiną, które obłędnie pasowało do naszego mięska. Byliśmy zachwyceni umiejętnościami kucharza, chociaż uważam, że można było ją troszkę dłużej potrzymać w przyprawach. Mięso nie było co prawda suche, ale z tą soczystością troszkę polemizowałabym, ogólnie jednak nie bardzo jest się do czego doczepić, więc oceniam to danie też wysoko, a jeśli ktoś ma naprawdę duży apetyt, to taka kaczka będzie w sam raz na wielki głód.
Może troszkę zadziwię niektóre osoby, ale do tej pory nie mogę jednak wyjść z podziwu, jak kucharz przygotował buraczki – sama robię je często w domu, ale tak wybitnie zrobionych buraczków nie jadłam przenigdy. Czułam chyba jabłuszko i delikatną zasmażkę. Jestem nimi oczarowana i jeśli tylko ktoś z Was też lubi, to koniecznie musicie zamówić:)
Na deser nie starczyło miejsca, ale też nie paliliśmy się aż tak bardzo zamawiać porcję serniczka za 18 zł… Lekka przesada, i to może ten jedyny niuans, który nie pozwala mi dać oceny 10.
Ocena końcowa:
- wystrój: 10
- obsługa: 10
- karta menu: 10
- smak potraw: 9
- ceny: 7
- czas oczekiwania: 8
w sumie dam ocenę końcową: 9/10
Testowała:
Kasia L. – 40 lat – prowadzę bloga modowe i kosmetycznego. Stawiam na klasykę, szyk i elegancję. Jak każda kobieta cenię sobie kosmetyki skuteczne, naturalne i przeznaczone do cery dojrzałej. Posiada Certyfikat Rzetelna Blogerka.
Prowadzi bloga: http://kolorowapani123.blogspot.com/