Dlaczego resort zdrowia wypuścił bubel prawny? Rządzący boją się zakazu reklamy piwa!
Kilka dni temu na stronach Rządowego Centrum Legislacji pojawił się projekt zmian w ustawie o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi oraz w ustawie o finansowaniu świadczeń zdrowotnych ze środków publicznych. Debata nad głównymi założeniami rozpoczęła się już w zeszłym roku, ale cały proces uległ opóźnieniu ze względu na brak porozumienia między resortami: Ministerstwem Zdrowia oraz Ministerstwem Rozwoju i Technologii. Gdy 10 marca dokument ujrzał światło dzienne, okazało się, że zawiera zacznie mniej propozycji, niż pierwotnie zakładano. Co najbardziej bulwersujące dla środowiska medycznego i organizacji społecznych, rządzący finalnie nie zdecydowali się na wprowadzenie pełnego zakazu reklamy piwa.
Jak wskazuje dr. hab. n. pr. Krzysztof Koźmiński, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, radca prawny i partner zarządzający kancelarii Jabłoński Koźmiński, który przygotował opinię prawną na temat tego projektu ustawy, nowe przepisy w sumie niewiele zmieniają, a momentami wydają się wręcz wewnętrznie sprzeczne. Z jego obszernym komentarzem można zapoznać się, czytając wywiad „Dlaczego w projekcie nowelizacji ustawy o alkoholu nie ma zakazu reklamy piwa?”, który został opublikowany na portalu politykazdrowotna.com. W jego przekonaniu mamy do czynienia z nowelizacją „bez zębów”, której największą słabością jest brak odwagi autorów, przejawiający się w nieuwzględnieniu oczekiwań społecznych i zignorowaniu zaleceń m.in. WHO czy NIK.
Prof. Koźmiński: Wyłącznie kosmetyka, która nikogo nie satysfakcjonuje
– Przyjrzyjmy się uzasadnieniu projektu ustawy: z jednej strony projektodawca wprost odwołuje się do stanowiska Światowej Organizacji Zdrowia, która konsekwentnie rekomenduje wprowadzanie szeroko rozumianego zakazu reklamy i promocji alkoholu, by w przepisach utrzymać praktycznie stan obecny, w tym dozwoloną reklamę piwa. Nawet przyznaje się w uzasadnieniu, że regulacja nie stanowi novum. Zaostrzenie kar tymczasem – w kraju, w którym mamy wyjątkowo ociężały wymiar sprawiedliwości, a prokuratura już teraz umarza analogiczne sprawy – to wyłącznie „zmiana na papierze”. Dodatkowo, proponowane przepisy wchodzą w kazuistykę, dotykają problemów szczegółowych, ale drugo- lub trzeciorzędnych typu materiał naczynia albo procedura stwierdzania przez sprzedawcę wieku nabywcy. Jestem pesymistą i nie wierzę, by spowodowały jakościową różnicę, tj. spadek konsumpcji alkoholu i związanych z nim problemów – ocenił prawnik.
Oprócz WHO, o której wspomina ekspert, podobne stanowiska zajęły również Najwyższa Izba Kontroli oraz Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. NIK w dokumencie „Ograniczanie spożycia napojów alkoholowych” wskazała na potrzebę „zainicjowania, we współpracy z właściwymi ministrami, prac nad wprowadzeniem do systemu prawnego, w obszarach regulujących dostępność napojów alkoholowych i zasady ich reklamy, rozwiązań umożliwiających skuteczniejsze działania ograniczające spożycie alkoholu”. Jednym z kluczowych postulatów jest oczywiście pełny zakaz reklamy alkoholu, a nie jedynie częściowe ograniczenie działań promocyjnych producentów. Z kolei OECD w lutowym raporcie wezwała do wdrożenia bardziej restrykcyjnej polityki antyalkoholowej, w tym zakazu reklamy alkoholu i sponsoringu wydarzeń sportowych przez firmy z tej branży.
– Podejrzewam, że projektodawca przyjął (podobnie jak autorzy dotychczasowej regulacji), że piwo jest tym „mniej złym” (szkodliwym) alkoholem, bo niskoprocentowym albo w ogóle bezalkoholowym. Problem w tym, że – jak pokazują również zagraniczne oraz międzynarodowe badania – takie wrażenie jest niekoniecznie zgodne z faktami: czasem pozornie niewinna używka stanowi punkt wyjścia dla innych produktów, a jej łatwiejsza dostępność czy inna „taryfa ulgowa” ze strony państwa sprzyja częstszemu spożyciu, co skutkuje uzależnieniem oraz równie dotkliwymi konsekwencjami zdrowotnymi. Zwłaszcza gdy konsument spożywa taki alkohol regularnie – dodał naukowiec.
Dlaczego zakaz reklamy piwa jest potrzebny?
Jak twierdzi prof. Krzysztof Koźmiński – powołując się w tym względzie na badania – różnica między przychodami budżetowymi z akcyzy nałożonej na alkohol a szacowanymi kosztami społeczno-ekonomicznymi wynosi ponad 79,9 mld złotych rocznie. Innymi słowy, mamy kilkanaście miliardów złotych „zysku” państwa w postaci akcyzy oraz niemal 80 miliardów strat spowodowanych spożyciem (zwłaszcza dotyka to służbę zdrowia). Z tego względu prawnik przyznaje, że nie widzi argumentów, by państwo powinno zezwalać na reklamę i promocję alkoholu. Pomijając dyskusję o wolnej woli czy nawykach kulturowych, należy spojrzeć prawdzie w oczy – to się po prostu nikomu nie opłaca, może za wyjątkiem zagranicznych koncernów, które akurat kontrolują większość rynku piwa w Polsce.
Niestety wygląda na to, że politycy ugięli się pod presją branży piwowarskiej, która jako jedyna wciąż cieszy się wyjątkowymi przywilejami. W końcu producenci mocniejszych trunków od lat nie mogą promować swoich wyrobów w przestrzeni publicznej. Obecnie resort zdrowia, zapewne pod wpływem społecznych nacisków, w tym petycji influencerki Olgi Legosz (48 tys. podpisów!), postanowił jedynie nieznacznie naruszyć interesy sektora piwnego. W efekcie nowelizacja zakłada m.in. zakaz umieszczania na etykietach treści zachęcających do nadmiernego spożycia, sugerujących związek alkoholu z edukacją lub pracą oraz kreujących go jako klucz do życiowego sukcesu. Zabrakło jednak tego najważniejszego przepisu, który mógłby zmienić rzeczywistość społeczną w naszym kraju.
JZ fot. RW