Ciszej nad głową, spokojniej w sercu – sztuka nienarzekania

Avatar photo
28 października 2025,
dodał: Marta Dudzińska

„Za zimno, za gorąco, za drogo, za późno” – ten refren znamy wszyscy. Narzekanie stało się niemal nieodłącznym elementem codziennych rozmów, sposobem na rozpoczęcie dnia, przerwę w pracy czy chwilę ciszy w towarzystwie. To naturalny mechanizm rozładowywania emocji – w końcu każdy z nas potrzebuje czasem wyrzucić z siebie frustrację. Jednak kiedy narzekanie staje się nawykiem, a każde zdarzenie znajduje w nas krytyka zamiast obserwatora, zaczynamy sami zatruwać sobie codzienność. Czas więc zatrzymać się i zapytać: czy narzekanie rzeczywiście przynosi ulgę, czy tylko pogłębia nasze niezadowolenie?

Dlaczego tak lubimy narzekać

Psychologowie zwracają uwagę, że narzekanie to sposób na radzenie sobie z emocjami – często ukrytymi pod warstwą irytacji, poczucia niesprawiedliwości czy przemęczenia. Mówiąc o tym, co nam nie pasuje, próbujemy szukać zrozumienia i wsparcia. To jedna z najbardziej ludzkich form komunikacji, bo w jej centrum leży potrzeba bycia wysłuchanym. Niestety, częste narzekanie może zamienić się w błędne koło: im więcej o czymś mówimy, tym bardziej utrwalamy negatywne emocje. Nasz umysł przyzwyczaja się do dostrzegania głównie problemów, pomijając to, co dobre. Badania pokazują, że powtarzanie negatywnych myśli aktywuje w mózgu te same obszary, które odpowiadają za stres. Co więcej, przebywanie w towarzystwie chronicznych maruderów również obniża nastrój – to efekt tzw. emocjonalnego zarażania się. W efekcie zamiast rozładowania emocji, narzekanie prowadzi do ich kumulacji.

Psychologowie wskazują, że narzekanie to nie tylko wyraz frustracji, lecz także sposób na poczucie więzi z innymi. Dzieląc się swoimi troskami, zyskujemy uwagę i empatię, a to daje chwilowe poczucie ulgi. Narzekanie może też pełnić funkcję ochronną: zanim ktoś nas skrytykuje, same od razu „uprzedzamy cios”, pokazując, że jesteśmy świadome niedoskonałości świata i siebie. Z czasem jednak ten mechanizm zaczyna szkodzić – utrwala negatywne wzorce myślenia, a nasz mózg coraz chętniej wyszukuje powody do niezadowolenia. W psychologii zjawisko to bywa łączone z syndromem Calimero, nazwanym od postaci z włoskiego serialu animowanego – małego kurczaczka, który wiecznie narzekał, że „świat jest przeciwko niemu”. Osoby z tym syndromem często czują się ofiarami okoliczności, nie dostrzegając własnego wpływu na rzeczywistość, co prowadzi do chronicznego niezadowolenia i poczucia bezsilności. W ten sposób narzekanie staje się sposobem na definiowanie siebie – nie poprzez sprawczość, lecz poprzez cierpienie i nieustanny brak.

Jak przestać narzekać – praktyczne kroki

Pierwszym krokiem jest zauważenie, że narzekanie stało się naszym nawykiem. Zamiast karać się za negatywne myśli, warto potraktować je jako sygnał – informację, że czegoś nam brakuje lub że w jakimś obszarze potrzebna jest zmiana. Pomaga też metoda „zamiany słowa”: za każdym razem, gdy chcemy ponarzekać, spróbujmy znaleźć w sytuacji choć jedną pozytywną stronę – nawet najmniejszą. Gdy narzekamy na zimno, możemy pomyśleć o przyjemności gorącej herbaty, a gdy przeszkadza nam hałas, docenić to, że nie jesteśmy sami.

Warto też uświadomić sobie, kiedy i dlaczego narzekamy. Czy naprawdę chodzi o pogodę lub korki, czy może o coś głębszego – zmęczenie, brak kontroli nad sytuacją, potrzebę bliskości? Zatrzymanie się na chwilę przed wypowiedzeniem kolejnego „znowu to samo” potrafi zdziałać cuda. Pomocna jest też zmiana perspektywy: zamiast skupiać się na problemie, zadajmy sobie pytanie „co mogę z tym zrobić?”. Dobrą praktyką jest wdzięczność – prosta, ale niezwykle skuteczna. Można zacząć od codziennego zapisywania trzech rzeczy, za które jesteśmy wdzięczne. To ćwiczenie przeprogramowuje nasz mózg, ucząc go zauważać pozytywne aspekty życia.

Warto również otaczać się ludźmi, którzy wnoszą spokój i konstruktywne myślenie – ich postawa z czasem zaczyna się udzielać. Narzekanie często wynika z potrzeby rozmowy – zamiast więc utyskiwać, spróbujmy otwarcie powiedzieć, co naprawdę czujemy. Czasem prośba o pomoc lub szczera rozmowa z bliską osobą przynosi więcej ulgi niż wielogodzinne biadolenie. W ten sposób uczymy się nazywać emocje, zamiast pozwalać, by one nami rządziły. Z czasem taka zmiana nastawienia sprawia, że zaczynamy reagować spokojniej, a negatywne myśli nie mają już nad nami władzy. Istotne jest też aby ograniczyć kontakt z osobami, które ciągle widzą świat w czarnych barwach – emocje są zaraźliwe, a energia otoczenia potrafi silnie wpływać na nasze samopoczucie.

Narzekanie nie jest wrogiem – jest sygnałem, że w naszym życiu coś wymaga uwagi. Kluczem jest świadomość i decyzja, aby nie karmić go codziennie, lecz zastąpić konstruktywnym działaniem i wdzięcznością. Kiedy zaczniemy dostrzegać to, co dobre, odkryjemy, że świat wcale nie jest przeciwko nam, to my mamy moc zmieniać jego kolory. A może właśnie w tej zmianie, w umiejętności doceniania drobiazgów, kryje się prawdziwe szczęście?

Polecamy również:

Mindfulness – moda czy potrzeba współczesnej kobiety?

Jak prowadzić dziennik wdzięczności?

Nowa elegancja prostoty – jak hygge, lagom i japandi uczą nas szczęścia