Bielenda masełko i balsam do ust soczysta malina
Masełko dostajemy w okrągłym plastikowym pojemniczku, który jest przykryty bardzo luźnym wieczkiem. Niestety to opakowanie nie do końca zostało przemyślane, gdyż samo w sobie otwiera mi się w kieszeni. Chyba nie muszę pisać co tam zastałam jak sięgałam ręką po masełko;/Dlatego korzystam już z niego tylko w domu, albo jak wychodzę, a tubka częściej pojawia się w kieszeni lub torebce. Jest po prostu za luźne, nie ma żadnego zatrzasku lub czegoś co mogłoby przytrzymać wieczko.Natomiast tubka jest bardziej poręcznym opakowaniem. Zakręcana góra doskonale się trzyma i tutaj mamy pewność, że nic się nam nie wyleje. A przy aplikacji i tak naciskam.
Aplikacja masełka dla mnie nie stanowi problemu, gdyż jak wiele razy Wam pisałam wkładam usta do pojemniczka i przekręcam. Dopiero przy końcu „grzebie się” paluchami, ale do tego stanu jeszcze mi daleko.Przy balsamie nie mamy tego problemu „maziamy” sobie od razu po ustach. Wygodnie skośny plastikowym aplikatorem z dziurką.
Masełko jak i balsam ma bardzo lekką konsystencję, która nie lepi się, ani nie klei. Co ogromnie mi się podoba. Nadaje ustom delikatnego koloru w moim
przypadku jasno różowego. Zapewne przy innych smakach jest też różnica. Gdyż do wyboru jest jeszcze brzoskwiniowa i wiśniowa wersja.
Konsystencja jest lekko natłuszczona, bardzo fajnie się je nakłada. Po czym na ustach otrzymujemy przyjemną powłokę.
Zapach to fenomen tego produktu. Jak ktoś lubi malinę to wie o czym ja piszę. Cudowny słodki, owocowy zapach jak i smak, który niewątpliwe przyjemnie się nosi i chętnie używa. Soczysta malina przyciąga wiele osób. Cieszę się, że wybrałam ten zapach, gdyż nie zawiodłam się. Tym bardziej, że nie wyczuwam tam żadnej chemicznej woni, ani posmaku.
Co do działania masełka jak i balsamu są takie same. Różni się tylko sposób aplikacji. Dlatego pozwolę sobie napisać je razem. Choć producent zapewnia nas o różnicy składników aktywnych, a mianowicie masełko zostało wzbogacone o masło karite, masło kakaowe i wit. E. A balsam o olej z orzechów macadami.Masełko jak i balsam zaraz po nałożeniu sprawia, że usta robią się bardzo miękkie, wygładzone, i jednak delikatnie nawilżone. Zapach i smak umila nam czas podczas noszenia tych kosmetyków.Zdecydowanie jest do doskonały duet dla osób o wysuszonych, spierzchniętych ustach. Ukoi suche wargi i zadba o ich pielęgnację.Trwałość obu produktów to tak w graniach godziny. Mi to nie przeszkadza, bo lubię sobie co chwila aplikować takie cudaki:)Tym bardziej, że są pó transparentne i bez lusterka sobie poradzimy.
Usta wyglądają zdrowo, są zadbane, nawilżone. Cóż chcieć więcej w zimową porę.
Nie wiem jak by się te produkty sprawdziły przy ostrych mrozach. Osoby o mocnych problemach z wysuszeniem ust mogę nie do końca być zadowolone. Choć w cenie od 5-7zł warto spróbować i się samemu przekonać. A nuż Was zaskoczy i się sprawdzi.
Ogólnie jestem zadowolona z obu produktów. Zmieniłabym tylko opakowanie przy masełku na bardziej solidniejsze. A tak to wszystko przyciąga uwagę. Kolorystyka, jaka została wykonana na opakowaniach, soczyste owoce, przepyszne smaki i jak dla mnie bardzo dobre działanie.
Lubicie malinowe balsamy do ust? Czy wolicie inne smaki?
więcej na http://zakreconyswiatwery.blogspot.com/2014/01/bielenda-maseko-i-balsam-do-ust.html