Beauty Face – ujędrniająco nawilżająca maska z algami (płat kolagenowy)
Opowiem Wam o moich wrażeniach ze stosowania maski w formie płatu kolagenowego. Tym razem nakładałam na siebie maskę ujędrniająco nawilżającą z algami Beauty Face.
Nie jest to jednak mój pierwszy kontakt z tego typu kosmetykami. Maski od Beauty Face wpadały w moje łapki już kilka razy. Z reguły jednak dopieszczałam nimi moją mamę, której intensywny kolagenowy zabieg jest bardziej potrzebny niż mnie. Sama tylko raz miałam wcześniej na twarzy takiego glutka. A był to glutek antystresowy z ekstraktem z lawendy. Było to dawno, ale jeszcze sporo pamiętam ze względu na to, że efekt był dosyć spektakularny. Na koniec jeszcze do tego wrócę- na razie jednak skupiam się na masce algowej.
Forma maski: Jest to płat kolagenowy odpowiednio dopasowany do twarzy. W opakowaniu znajduje się również płynne, przezroczyste serum, w którym maska jest zamoczona.
Opakowanie: Maski sprzedawane są pojedynczo w dużej „saszetce”. Opakowanie wykonane z folii jest wewnątrz usztywnione specjalnym plastikowym stelażem, żeby maska się nie połamała. Takie opakowanie zapewnia, że płynne serum nie wypłynie, a płat kolagenowy się nie uszkodzi. Jest jednak troszkę nieporęczne, kiedy trzeba je ogrzać w wodzie (bo tak należy zrobić przed nałożeniem maski). Do żadnego garnka się nie mieści. Ja wynalazłam mój autorski sposób, który możecie zobaczyć na zdjęciu poniżej- wkładam opakowanie bezpośrednio do umywalki i leję ciepłą wodę. Jedyny poważny minus w kwestii opakowania to fakt, że nie znajdziemy na nim pełnego składu INCI. Składniki są zapisane po polsku, ale nie wiemy, czy to tylko aktywne składniki, czy całość składu.
Użytkowanie: Cały proces aplikacji maski sprawia, że prosty z pozoru zabieg dostarcza ogromnej przyjemności i pozwala się rozluźnić.
Najpierw trzeba dokładnie oczyścić twarz i wykonać peeling. Potem przygotowujemy maskę do aplikacji- rozgrzewamy ją w ciepłej wodzie- najłatwiej właśnie w umywalce. WAŻNE: Nie rozgrzewajcie maski dłużej niż minutę i nie lejcie wrzącej wody! Ja się kiedyś zagapiłam i nalałam wrzątku- efekt był taki, że nakładałam mamie na twarz maseczkę w kilkudziesięciu częściach…
Kiedy maska jest delikatnie rozgrzana, otwieramy opakowanie i wylewamy na dłoń serum- obficie moczymy nim twarz i szyję (łącznie z ustami i oczami). Delikatnie wyjmujemy maskę z opakowania i nakładamy ją na twarz- dopasowujemy i dociskamy.
Z maską na twarzy jesteśmy trochę unieruchomione- najlepiej położyć się w łóżku i zrelaksować. Maska nie trzyma się twarzy na tyle mocno, by podczas aplikacji zajmować się czymś innym. Ale ten czas na relaks dobrze nam zrobi, bo to będzie naprawdę mega przyjemne pół godziny– bo tyle właśnie trwa aplikacja maski.
Po 30 minutach zdejmujemy maskę i wyrzucamy- jest jednorazowa.
Aplikujemy resztę serum (jako tonik) i po wyschnięciu smarujemy się kremem.
Efekty: Podczas aplikacji skóra całej twarzy bardzo przyjemnie się rozluźnia. Początkowo wyjęta z ciepłej wody maska delikatnie nas rozgrzewa, z czasem dostosowuje się do temperatury ciała. Odczucia podczas aplikacji się zmieniały- najpierw czułam niesamowite rozluźnienie, spadek napięcia ze wszystkich mięśni twarzy. Potem zaczęłam odczuwać lekkie mrowienie- jakby mikrokrążenie na całej twarzy bardzo się wzmocniło. Wszystko to było bardzo przyjemne– nie odczuwałam żadnego szczypania ani bólu.
Po zdjęciu maski skóra była wyraźnie wygładzona. Efekt ten był najbardziej spektakularny do kilku godzin po aplikacji, potem stopniowo się zmniejszał. Cera po masce jest odprężona, jakby rozjaśniona, nie widać żadnych oznak zmęczenia. Twarz jest bardzo gładka w dotyku, nawilżona i sprężysta – ten efekt utrzymuje się nawet kilka dni po aplikacji.
Maska ma dosyć specyficzny zapach – pachnie troszkę lawendowo, a troszkę tak jak jakieś męskie perfumy z ziołową nutką. Zapach nie drażni, choć utrzymuje się przez cały czas aplikacji. Po nałożeniu na skórę kremu zapach znika, więc nie ma obaw.
Skład: No i masz babo placek… Nie powiem Wam nic o składzie, bo INCI tych masek to zagadka ludzkości.
Dostępność: sklep internetowy Beauty Face (zaglądajcie, bo często mają świetne promocje) i mniejsze drogerie (najlepiej pytać na ich fanpage, gdzie znajdziecie maski). Na pewno są w Drogeriach Laboo.
Cena: 25zł za jedną sztukę (ale można dorwać je dużo taniej)
Ocena: 5+/6 (Dla mnie te maski to po prostu fenomen – naprawdę skubane działają! I to jak działają… Sama ich aplikacja to dla mnie rozkosz porównywalna z masażem plecków wykonanym przez przystojnego masażystę :P Dostępność ich powoli rośnie, Beauty Face bardzo o to dba (wiem, bo śledzę ich na fejsie). Odejmuję jednak punkty za brak dokładnego INCI na opakowaniu oraz za cenę. 25zł to jednak sporo jak na jednorazową przyjemność. Mimo to dodaję do listy moich KWC. Plus również za ooooogroooomny wybór masek- mają 23 rodzaje masek na całą twarz, poza tym płatki pod oczy, maska w formie „okularów” na powieki, maska na usta, na dłonie, na biust oraz na szyję).
Na opakowanie naklejona jest taka oto naklejka z informacjami w języku polskim i jedyną informacją o składzie. |
Tył opakowania z instrukcją obsługi maski |
Człowiek w masce- nie przestraszcie się ;) |
Zeskanowałam ulotkę dołączoną do maski. Widać tutaj, jak ogromy mamy wybór spośród tego typu masek. Zdaję sobie sprawę z tego, że niewiele tu widać- dlatego odsyłam na stronę Beauty Face, tam znajdziecie te same informacje, ale o wiele wyraźniejsze ;) |
Oto opis działania opisywanej przeze mnie maski z algami |
Druga strona ulotki- opis działania, instrukcja użytkowania w języku polskim oraz maski na biust, dłonie i szyję. |
Dodam jeszcze, że maski mają różne zapachy. Ja zaobserwowałam na razie tyle:
– do skóry delikatnej i na kruche naczynka – zapach różany
– antystresowa z ekstraktem z lawendy – zapach lawendowy
– ujędrniająco nawilżająca z algami – zapach męskich perfum z ziołową nutą
– silnie odmładzająca z drobinkami złota – zapach różany
– przeciwzmarszczkowa ze złotem i kwasem hialuronowym – zapach różany
– regenerująca z żółtymi algami – zapach różany (o ile mnie pamięć nie myli)
– ujędrniająca i powiększająca usta maska z czerwonym winem – zapach różany (o ile mnie pamięć nie myli)
Raz wpadła mi w łapki maska „mini” – na usta. Troszkę się zawiodłam, bo w opakowaniu było bardzo niewiele serum, a sam płat kolagenowy był dość cienki. Dlatego jestem zdania, że lepiej już się wykosztować i kupić maskę na całą twarz. Zyskamy nie tylko lepszy efekt, ale też mega przyjemność i relaks. Maski „mini” polecam jedynie dla osób, które mają miejscowo jakieś bardzo delikatne zmarszczki mimiczne. W zaawansowanych zmarchach raczej sobie nie poradzą.
Opisywana przeze mnie dziś maska jest ujędrniająca, ale nie przecizmarszczkowa. Te silne działa antyzmarszczkowe wytaczałam na cerze mojej mamy. I powiem Wam, że efekt był miażdżący- zwłaszcza przy regularnym zastosowaniu kilku zabiegów pod rząd w odstępach około tygodnia. Odmłodziłam mamę o 10 lat. Mama określiła swoją cerę po zabiegach jako „gładką, jakby ją ktoś zdjął, wyprasował żelazkiem, a potem znowu założył”.
Zachęcam do zapoznania się z ofertą firmy Beauty Face – mają często świetne rabaty i gratisy. Ich facebookowa ekipa jest przesympatyczna, zawsze udzielą nam potrzebnych informacji.
Kasia – Jestem 22-letnią krakowianką. Od niedawna pochłania mnie podróż w tajemniczy, wciągający świat kosmetyków i wizażu. Odkrywam go pudełko po pudełku, kropla po kropli. Swoją pasję przelewam na bloga i mam nadzieję zarazić nią wszystkich czytelników.
Prowadzi bloga: http://xkeylimex.blogspot.com/