Ostatnio miałam przyjemność testować nowość Delecty, której reklama oczarować potrafi nie tylko dzieci. Cóż jeżyki są naprawdę nadzwyczajnie słodkie. Podobnie jak prezentowany asortyment, czyli Babeczki Nadziane budyniem. Słodycz w samej nazwie, okazała się strzałem w dziesiątkę, gdyż babeczki są naprawdę słodziuchną rozkoszą. Ciasteczkami, które bez cudzysłowia mają serce i rozpływają się w ustach.
Muszę się jednak przyznać, że był to mój debiut w pieczeniu. Do tej pory nigdy nie udało mi się upiec żadnego ciasta, babeczki czy sernika. Nigdy nic jadalnego mi nie wychodziło. Niestety nawet moje sąsiadki, doskonałe gospodynie domowe, zauważyły, że sama moja obecność źle wpływa na wypieki. Nie jestem przesądna, ale porzuciłam próby pieczenia już dawno temu. Dlatego upieczenie babeczek mnie po prostu przerażało. Nawet po przeczytaniu instrukcji obsługi, która jest niezwykle prosta, nadal nie mogłam zdobyć się na pierwszy krok. Za to mój syn stwierdził, że będzie piekł, a ja mam tylko odmierzać składniki. I tak też się stało…
Wymieszanie składników okazało się bardzo proste, wszystko niemal natychmiast łączyło się w elegancko jednolitą i smaczną masę, co wywołało radość i salwy śmiechu w kuchni i przyciągnęło tak męża jak i mojego kocurka, który także niezwykle aktywnie uczestniczył w zmaganiach kulinarnych (nawiasem mówiąc pchał nosek wszędzie, gdzie raczej nie powinien). Masa budyniowa oraz samo ciasto gęstniały nam bardzo szybko, dlatego przekładanie do foremek, także nie stanowiło problemu. Zgodnie z reklamą syn używał łyżki i łyżeczki, stwierdzając, że jest to zachowanie profesjonalne. I tak za sprawą wspólnej inicjatywy babeczki znalazły się w ciepłym piekarniku. Co najciekawsze nie wymagało to żadnego wysiłku, ani czasu, czy nawet skomplikowanych czynności. Kilka ruchów łyżką wyczarowało ciasto. Błyskawicznie posiadłam umiejętność pieczenia. To prawdziwa rewolucja w moim spojrzeniu na domowe ciasta, a także możliwości, jakie już zaczęłam dostrzegać.
Pierwsza partia Babeczek Nadzianych budyniem czekoladowym wyszła z piekarnika po 21 minutach, jako złociste cudeńka, pachnące i ślicznie wyrośnięte. Kilka nie doczekało się nawet dekoracji, bowiem moi chłopcy nie słuchając dobrych rad na temat boleści, jakie mogą spotkać tak okropnych łakomczuchów, zjedli ciastka jeszcze zupełnie ciepłe. Odgłosy mlaskania i westchnięcia zachwytu udowodniły mi ponad wszelką wątpliwość, że wypieki wyszły jadalne, a co więcej smaczne. Kilka babeczek zostało ozdobionych polewą czekoladową według pomysłu i wykonania mojego syna, pozostałe cukrem pudrem. Sama odczekałam stosowny czas do ostygnięcia babeczek (bijąc po łapkach wszystkich, którzy nie wykazywali się zbytnią cierpliwością) i zajęłam się degustacją. Babeczki wyszły genialne, sprężyste ze słodką rozkoszą w samym środeczku. Słodkie ciasto i jeszcze słodsze nadzienie, ale z tego rodzaju słodyczy, które zniewala zmysły. Nie nazbyt mdlące, a także nie zbyt mało, po prostu tak w sam raz. Idealna równowaga i prawdziwy smak domowego ciasta. Lekka, rozkoszna i pyszna rozpusta. Zauważyłam też, że ciastka nie potrzebują tak naprawdę kompletnie żadnych dodatków. Najsmaczniejsze są posypane odrobiną cukru pudru. A jeszcze lepiej smakują na następny dzień (udało mi się ukryć jedną, ale uwierzcie, było to niesamowicie trudne).
Druga partia Babeczek Nadzianych budyniem waniliowym spędziła w piekarniku 23 minuty. Także ładnie wyrosły, jednak łakomstwo i niecierpliwość moich chłopaków spowodowała katastrofę, na którą zbyt późno zareagowałam. Babeczki wyjęte zbyt szybko z pieca nieco opadły. Oczywiście nic nie było w stanie poskromić moich łakomczuchów, którzy zjedli ciastka, zanim zdążyłam dokładnie utrwalić je na zdjęciach. Nawet nie mówiąc o jakimkolwiek zdobieniu. W opinii moich chłopców, babeczki czekoladowe były smaczniejsze, sama jednak nie zgadzam się z ich opinią, mnie bowiem oczarowały babeczki z budyniem czekoladowym. Idealne do gorzkiej czarnej kawy, która stanowi mój codzienny popołudniowy rytuał.
Dlaczego polecam Babeczki Nadziane? Takich powodów podam kilka, jestem bowiem pewna, że każda rekomendacja będzie tutaj stosowana i na miejscu. Po pierwsze, są łatwe do wykonania, kompletnie nie wymagają umiejętności czy wprawy w pieczeniu, a ich wykonanie jest szybkie i naprawdę przyjemne. Dzięki temu po raz pierwszy upiekłam cisto, a uwierzcie jest to niesamowite uczucie. Po drugie miałam ogromną i nieukrywaną satysfakcję częstując swoją teściową piękną złocistą babeczką, mówiąc, że jest to moje dzieło. Widok miny teściowej po pierwszym kęsie – niezapomniane wrażenie. Niemal widziałam jak rosnę w jej oczach i prawie pękałam z dumy (oczywiście ich wykonanie pozostawiłam jako słodką tajemnicę). I będąc praktyczna od razu zobaczyłam kolejne możliwości. Jeśli bowiem udało mi się oczarować teściową, mogę równie duże wrażenie zrobić na koleżankach i wreszcie zdjąć sobie z czoła etykietkę beztalencia w pieczeniu.
I oczywiście powód ostatni, ale chyba najważniejszy. Babeczki są po prostu bardzo smaczne. Genialne dopasowanie smaków, a także kolorów zapewnia prawdziwą przyjemność. Takie domowe, niezwykle wodzące za nos „niebo w gębie”. Delikatna i puszysta słodycz, którą pokochałam i będę serwować w sobotnie popołudnia. A kto wie, może właśnie dzięki nim naprawdę zapałam miłością do pieczenia? Mmmm, kusząca perspektywa, tak jak Babeczki Nadziane, cudowność od Delecty.