Miłość jest jednym z najpiękniejszych uczuć, jakie potrafimy odczuwać. Ale czasem, zamiast budować, potrafi też powoli nas wypalać. Nie dlatego, że kochamy zbyt słabo, lecz właśnie dlatego, że kochamy za bardzo. Kobiety, które całym sobą angażują się w relację, często mylą troskę z poświęceniem, a oddanie z koniecznością rezygnacji z siebie. Wierzą, że jeśli będą wystarczająco cierpliwe, lojalne i wyrozumiałe, to miłość uratuje wszystko. Niestety, taka postawa bywa początkiem emocjonalnego cierpienia, bowiem kiedy uczucie wymaga nieustannego ratowania, nie jest już miłością, lecz próbą ocalenia samej siebie przed odrzuceniem.
Miłość czy uzależnienie emocjonalne?
Psychoterapeutka Robin Norwood, autorka kultowej książki Kobiety, które kochają za bardzo, pisała, że u źródeł nadmiernego zaangażowania często leży lęk przed samotnością. Kobiety wychowane w przekonaniu, że ich wartość zależy od tego, czy potrafią dawać miłość, uczą się kochać na zapas – tak, aby nie zostać porzucone. Z czasem zaczynają traktować relacje jak misję ratunkową: próbują zmieniać partnera, naprawiać, tłumaczyć, usprawiedliwiać. Ich miłość staje się pełna napięcia, niepewności i bólu, ale zarazem niezwykle trudna do porzucenia.
Badania z zakresu psychologii uzależnień emocjonalnych pokazują, że takie kobiety wykazują podobne mechanizmy jak osoby uzależnione od substancji: euforia przeplata się z cierpieniem, a rozstanie z partnerem wywołuje objawy odstawienia. W ich mózgu uruchamiają się te same układy nagrody, co przy uzależnieniu – dopamina, serotonina i kortyzol pracują na pełnych obrotach. To dlatego nawet toksyczny związek może wydawać się niezbędny do życia.
Zewnętrznie te kobiety często wydają się silne i niezależne. W rzeczywistości noszą w sobie ogromny głód miłości i akceptacji, który próbują zaspokoić przez dawanie więcej, niż mają. Często usprawiedliwiają zachowania partnera, bojąc się utraty więzi, nawet jeśli ta więź ich niszczy.
Jak kochać mniej destrukcyjnie i bardziej po ludzku
Pierwszym krokiem do zdrowej miłości jest zauważenie, że nadmierne oddanie nie jest cnotą, lecz formą ucieczki. Ucieczki od samotności, pustki, czasem też od konfrontacji z własnym poczuciem niewystarczalności. Psychoterapeuci podkreślają, że miłość nie powinna wymagać rezygnacji z siebie. Prawdziwa bliskość zaczyna się tam, gdzie możemy być sobą – bez lęku, że za chwilę zostaniemy ukarani chłodem, milczeniem czy krytyką.
W praktyce oznacza to naukę wyznaczania granic i odzyskiwania kontaktu ze sobą. Warto zadać sobie pytanie: Czy ta relacja mnie wspiera, czy raczej odbiera mi energię? Czy czuję się sobą, czy kimś, kto ciągle udowadnia, że zasługuje na miłość? Takie refleksje bywają trudne, ale stanowią początek wolności emocjonalnej. Pomocne mogą być także grupy wsparcia i terapia, które uczą, jak rozpoznawać schematy toksycznych związków. Badania wskazują, że kobiety, które zaczęły pracować nad własną samooceną i granicami, w krótkim czasie odczuwają znaczną poprawę jakości relacji nie tylko z partnerami, ale i z samymi sobą.
Kochanie z całych sił nie jest błędem – błędem jest zapominanie, że miłość nie powinna być cierpieniem. Kobiety, które kochają za bardzo, często mają w sobie ogromne pokłady empatii, czułości i wrażliwości. Ich zadaniem nie jest stłumić te cechy, lecz nauczyć się je chronić. Bowiem zdrowa miłość to nie ta, w której tracimy siebie lecz ta, w której możemy siebie odnaleźć. Nie wymaga walki, dowodów ani poświęceń.
Polecamy również:
![]() |
Usposobienie a miłość – czy temperament decyduje o udanym związku? |
![]() |
Filofobia – paniczny lęk przed miłością i jak sobie z nim radzić |
![]() |
Nowoczesne technologie a miłość |











