Kiedy złość przeradza się w niechęć – czym jest mizoandria i skąd się bierze

Avatar photo
26 listopada 2025,
dodał: Marta Dudzińska

W świecie, w którym coraz częściej mówi się o równouprawnieniu, emocjach i granicach, coraz częściej pojawia się również zjawisko, o którym przez długi czas milczano – mizoandria, czyli niechęć, a nawet wrogość wobec mężczyzn. Nie jest to chwilowa złość wynikająca z trudnego doświadczenia, lecz trwała postawa, zakorzeniona głęboko w emocjach, przekonaniach i traumach.

W wielu przypadkach to reakcja obronna – mechanizm mający chronić przed ponownym zranieniem. Problem w tym, że ta emocjonalna tarcza często staje się murem, który oddziela nas od zdrowych relacji, bliskości i zrozumienia.

Skąd się bierze mizoandria? 

Źródeł mizoandrii można doszukiwać się w wielu miejscach – często zaczyna się od indywidualnych doświadczeń. Zawiedzione zaufanie, przemoc emocjonalna, zdrada, brak wsparcia czy dorastanie w środowisku, w którym mężczyźni byli postrzegani jako agresywni, chłodni lub dominujący – to wszystko może prowadzić do powstania głęboko zakorzenionych uprzedzeń. Dla niektórych kobiet mizoandria staje się więc formą samoobrony, próbą przejęcia kontroli nad emocjami i uniknięcia bólu, który już raz został zadany.

Psychologowie zauważają, że w erze mediów społecznościowych zjawisko to zyskało nowe oblicze. Internetowe dyskusje o „toksycznej męskości”, nadużyciach władzy czy stereotypach płciowych często przeradzają się w skrajne postawy i język pogardy. Zrozumiała potrzeba upomnienia się o swoje prawa może łatwo przeistoczyć się w niechęć wobec całej grupy – zwłaszcza wtedy, gdy emocje przeważają nad refleksją. Warto pamiętać, że radykalizacja poglądów to zawsze sygnał, że gdzieś kryje się niezagojona rana.

Mizoandria nie zawsze jest oczywista. Zaczyna się niewinnie – od ironicznych komentarzy, generalizowania („wszyscy faceci są tacy sami”), dystansu emocjonalnego czy niechęci do współpracy z mężczyznami. Z czasem może jednak przerodzić się w trwały sposób myślenia, w którym każda interakcja z mężczyzną jest potencjalnie postrzegana jako zagrożenie. To zjawisko nie jest tylko problemem jednostki, lecz także społecznym mechanizmem obronnym, reakcją na dekady nierówności i braku głosu kobiet. W tym sensie mizoandria może być próbą symbolicznego „wyrównania rachunków”. Ale kiedy przeradza się w pogardę, zaczyna szkodzić – przede wszystkim osobie, która ją odczuwa. Wysoki poziom napięcia emocjonalnego, nieufność i trudności w relacjach mogą prowadzić do samotności i chronicznego stresu.

Jak wyjść z błędnego koła uprzedzeń

Pierwszym krokiem do zmiany jest świadomość, zauważenie, że niechęć do mężczyzn nie jest już chwilowym rozgoryczeniem, ale wzorcem myślenia. Warto dać sobie przestrzeń na refleksję, zrozumieć własne emocje i jeśli to potrzebne, sięgnąć po pomoc terapeuty. Psychoterapia, szczególnie skoncentrowana na relacjach i pracy z traumą, może pomóc zidentyfikować źródło bólu, który przerodził się w niechęć. Drugim krokiem jest rozróżnienie między odpowiedzialnością jednostki a zbiorową winą. Nie wszyscy mężczyźni są tacy sami – tak jak nie wszystkie kobiety reagują tak samo. W świecie, który coraz bardziej ceni autentyczność i współpracę, budowanie relacji opartych na wzajemnym szacunku i zrozumieniu staje się formą odwagi, a nie słabości.

Warto też pamiętać, że współczesna psychologia coraz częściej mówi o empatii jako narzędziu rozbrajania uprzedzeń – umiejętność słuchania i rozumienia drugiej strony staje się formą samoopieki, a nie słabości. Coraz popularniejsze stają się również warsztaty komunikacji empatycznej i treningi relacyjne, które uczą, jak rozmawiać bez obwiniania, ale z uważnością na emocje swoje i innych. W mediach społecznościowych zyskują na znaczeniu ruchy promujące świadome partnerstwo i zdrowe wzorce męskości, pokazujące, że zmiana możliwa jest po obu stronach. Wreszcie budowanie wspólnoty kobiet i mężczyzn, którzy rozmawiają o emocjach, a nie walczą o rację, to dziś jeden z najpiękniejszych trendów nowoczesnej dojrzałości emocjonalnej.

Niechęć wobec mężczyzn nie czyni nikogo złym człowiekiem – często jest efektem bólu, który domaga się uzdrowienia. Jednak pozostanie w tym stanie to jak zamknięcie się w emocjonalnym labiryncie bez wyjścia. Mizoandria nie daje wolności – daje jedynie złudzenie kontroli. Kiedy uczymy się patrzeć na ludzi przez pryzmat ich działań, a nie płci, odzyskujemy coś znacznie cenniejszego niż racja, odzyskujemy spokój. Bowiem prawdziwa siła kobiety nie tkwi w pogardzie wobec mężczyzn, lecz w zdolności, aby mimo ran, wciąż wierzyć w ludzi.

Polecamy również:

Filofobia – paniczny lęk przed miłością i jak sobie z nim radzić

Kiedy dźwięk boli: mizofonia, czyli niewidzialne cierpienie codzienności

Radical acceptance – trend, który zmienia nasze postrzeganie świata