Sekretne życie autorów lektur szkolnych – Sławomir Koper

20 sierpnia 2020, dodał: Redakcja
Artykuł zewnętrzny

Autorzy lektur szkolnych przedstawiani są jako posągowe postacie pozbawione wad i namiętności. Niewiele wiemy o ich prawdziwym życiu, które często było znacznie bardziej dramatyczne i urozmaicone niż dzieła, które po sobie pozostawili. A ze względów wychowawczych nie wypadało informować dziatwy, że ich podręcznikowe wzorce umierały na wstydliwe choroby, były uzależnione od alkoholu czy narkotyków, albo miewały nieszablonowe skłonności intymne.

• Kobieto, boski diable. Wyklęta miłość Adama Mickiewicza
• Mąż i żona. Kompleksy i problemy Aleksandra, hrabiego Fredry
• Bluszcz. Wolny związek Elizy Orzeszkowej
• „To jak się do Pani zwracać?” Życie osobiste Marii Konopnickiej
• Cyborg nie tańczy na weselu. Wielkie obsesje Stanisława Wyspiańskiego
• Rysy i przełęcze. Tragedia Kazimierza Przerwy–Tetmajera
• Rodzina Połanieckich – powieść z kluczem
• Małżeński skandal Henryka Sienkiewicza
• Człowiek pełen sprzeczności. Lęki i pasje Bolesława Prusa
• Dzieje grzechu w szklanych domach. Skrywane problemy Stefana Żeromskiego
• Łoże z portalem do sławy. Zofia Nałkowska. Uzależniona od partnerów.
• Olimpijski laur poezji. Sportowe i alkoholowe fascynacje Kazimierza Wierzyńskiego
• Pisma i uczucia rozproszone. Najtrudniejsza miłość Marii Dąbrowskiej
• Bachus demokracji. Małżeńskie perypetie Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego
• Ego, homo, hedo. …i największe miłości Witolda Gombrowicza
• Popiół bez diamentu. Słabości i nałogi Jerzego Andrzejewskiego
• Tajemnicze wyprawy Tomka nie kończą się dobrze. Dramat Alfreda Szklarskiego
• Pan Samochodzik i agentura. Skandaliczne życie Zbigniewa Nienackiego
• Msza udającego wędrowanie. Demony i nałogi Edwarda Stachury

O autorze:

Sławomir Koper – historyk, scenarzysta, specjalista od spraw niezręcznych i dlatego często pomijanych w innych publikacjach.

Autor ponad 60 książek, które sprzedały się w łącznym nakładzie około 800 tys. egzemplarzy, co stawia go w rzędzie najbardziej popularnych polskich pisarzy.

Współpracownik wielu tytułów prasowych i portali internetowych.

Wielbiciel dobrej muzyki, Krakowa, Lwowa i Wilna, wysoko ceniący wyroby firmy J.A. Baczewski…

***

Fragment książki „Sekretne życie autorów lektur szkolnych”:

Cyborg nie tańczy na weselu. Obsesje Stanisława Wyspiańskiego

Gdyby sporządzić listę problemów psychicznych Stanisława Wyspiańskiego, okazałoby się, że znaczna ich część nie odpowiada żadnym znanym zaburzeniom nerwicowym lub ich objawy wzajemnie sobie zaprzeczają. Nie zmienia to jednak faktu, że wywarły one ogromny wpływ na jego życie i twórczość, a dodatkowe znaczenie miała również śmiertelna choroba weneryczna, z której postępów artysta zdawał sobie sprawę.

Awantura o „Wesele”

Trudno sobie wyobrazić szanującego się artystę bez alkoholu lub innych środków wspomagających. Epoka Młodej Polski pod tym względem również nie odbiegała od normy – alkohol lał się strumieniami, a ówcześni twórcy intensywnie pracowali na swój dekadencki wizerunek.

Tymczasem Wyspiański organicznie nie cierpiał alkoholu i nie potrzebował go w codziennych kontaktach towarzyskich. Przy tym wcale nie unikał wizyt w lokalach, jednak zadowalał się tam wyłącznie kawą.

„Nie znosił alkoholowej podniety towarzyskiej – wspominał Adam Grzymała-Siedlecki. – Razu pewnego podpite grono zmuszało go do wychylenia kielicha: »Zobaczy pan, ile to panu da fantazji«. »Być może, że wódka daje wam fantazję, ale ja po wódce fantazję tracę«”.

Nieugięty pozostał nawet wobec presji Stanisława Przybyszewskiego, któremu raczej niewielu potrafiło się oprzeć. Wyspiański dopuszczał alkohol wyłącznie w formie lekarstwa, pozwalając sobie na „naparstek dobrego koniaku” w chwilach, gdy „był zaziębiony albo nerwowo wyczerpany”. Nie przeszkadzała mu jednak obecność pijącego towarzystwa, chętnie obserwował ludzi znajdujących się pod wpływem alkoholu, łatwiej wychwytywał wówczas ich specyficzne cechy charakteru. Bezalkoholowo spędził też słynne wesele Lucjana Rydla w Bronowicach (impreza trwała trzy dni), a dokonane wówczas obserwacje zaowocowały niebawem jego najsłynniejszym dramatem.

„Pamiętam go jak dziś – wspominał Tadeusz Żeleński-Boy – jak szczelnie zapięty w swój czarny tużurek stał całą noc oparty o futrynę drzwi, patrząc swoimi stalowymi, niesamowitymi oczyma. Obok wrzało weselisko, huczały tańce, a tu do tej izby raz po raz wchodziło po parę osób, raz po raz dolatywał jego uszu strzęp rozmowy. I tam ujrzał i usłyszał swoją sztukę”.

Chociaż wesele Lucjana Rydla było znaczącym wydarzeniem w życiu ówczesnego Krakowa, jednak jego prawdziwa sława zaczęła się kilka miesięcy później. Niebawem po imprezie Wyspiański zaczął bowiem pisać dramat, który po trzech miesiącach przeczytał w salonie ówczesnego dyrektora Teatru Miejskiego w Krakowie, Józefa Kotarbińskiego. Reakcja była pomyślna i sztuka została przeznaczona do wystawienia.

W tamtych czasach życie teatralne toczyło się w błyskawicznym tempie, zatem pierwsza czytana próba odbyła się 4 marca 1901 roku, a premierę zaplanowano już… pięć dni później! Ostatecznie, wobec sprzeciwu aktorów, którzy mieli problemy z opanowaniem ról, pierwsze przedstawienie przesunięto o tydzień.

Znaczna część obsady kompletnie nie rozumiała sztuki, a sytuacji nie ułatwiał sam autor. Na pytanie „co się kryje za słowami” odpowiadał spokojnie, że to, co „zostało napisane”, a jeżeli aktor tego nie rozumie, „nie powinien w takim razie być artystą”.

Sensację wywołał fakt, że w pierwotnej obsadzie – zamiast Dziennikarza i Radczyni – pojawiali się Dolcio (Rudolf Starzewski redaktor naczelny krakowskiego „Czasu”) i Antonina Domańska. Chociaż wszyscy w mieście wiedzieli, że pierwowzorem dramatu było ślubne przyjęcie Rydla, dotychczas nigdy nie wprowadzano postaci osób żyjących i powszechnie znanych na scenę teatralną.

Wprawdzie Wyspiański pod wpływem Kotarbińskiego ostatecznie zrezygnował z tego zabiegu, ale prapremiera odbyła się w atmosferze skandalu. Część widzów wyszła zresztą znudzona po pierwszym akcie, a po scenie z hetmanem Branickim ostentacyjnie opuścił swoją lożę przywódca krakowskich konserwatystów, hrabia Stanisław Tarnowski. Był żonaty z prawnuczką Branickiego i przedstawienie hetmana jako zdrajcy bardzo mu nie odpowiadało.

Inna sprawa, że zapewne niewiele zrozumiał z dramatu, w czym zresztą nie był odosobniony. Gdy Henryk Sienkiewicz zażywający już wówczas ogromnej sławy pisarskiej obejrzał jedno z przedstawień, stwierdził, że albo sam jest grafomanem, „albo to jest grafoman”.

Ciekawa była reakcja publiczności na premierze, gdyż po lekkim znudzeniu pierwszym aktem już w następnym zaczęło narastać napięcie. Natomiast gdy po trzecim akcie opadła kurtyna, zapanowała kamienna cisza. Wreszcie zerwała się burza oklasków, wołano, by ukazał się autor. Wyspiańskiego jednak już w teatrze nie było, wyszedł wcześniej, gdyż – jak sam twierdził – „zależało mu na obsadzie” i scenografii, ale na recenzji i reakcji publiczności już niekoniecznie.

Dodatkowo niebawem rozpoczęły się też kłopoty towarzyskie. Włodzimierz Tetmajer, w którego chałupie odbyło się wesele, i Lucjan Rydel napisali do Wyspiańskiego listy z wymówkami, że pokazał ich na deskach teatru. Rydel nawet zabronił swojej żonie oglądać jej własne wesele na scenie (!). Podobno Jadwiga zobaczyła dramat po raz pierwszy dopiero ćwierć wieku po premierze, już po śmierci swojego męża. (…)

Polecamy tę niezwykle ciekawą książkę nie tylko uczniom:)

Książka jest dostępna w Księgarni XLM.pl