Marta Kisiel:
Nomen omen – recenzja
Lekka humorystyczno-kryminalna opowieść z nieco groteskowo kreskówkowymi postaciami i wątkiem fantastycznym, który zręcznie wyhaftowany w fabułę znacząco wzbogaca historię rodziny rudej, uciekającej z domu Salki i jej młodszego brata, niedojdy Niedasia. Fabuła pęka w szwach od wszelkiej maści zdarzeń i konfrontacji, absurdalnych wypadków i pełnych groteski sytuacji, napadów, podtopień, szmerów, humoru sytuacyjnego z licznymi aluzjami, do czego się tylko da oraz rodzinnych spotkań na wysokim szczycie. Niesamowity dom z jeszcze ciekawszymi mieszkankami, tajemnice rodzinne, klątwa i bezskuteczne poszukiwanie normalności w ciągach przyczynowo-skutkowych. Jest też wycieczka po pięknym Wrocławiu: tym starym i tym współczesnym.
Nomen omen to książka o zabawie słowem. Styl pisania Marty Kisiel to nagromadzenie sarkazmu, ironii, czarnego humoru, neologizmów, nowomowy współczesnej i slangu młodzieżowego, co może oczarować, a jednocześnie ubawić do łez. Dodatkowo autorka sprawnie żongluje cytatami, dodaje nieco łaciny i niemieckiego, a także parafrazuje utwory literackie, tworzy komiczne dialogi i cięte riposty i okrasza je deklamacjami ukochanych romantyków. Ale skoro 85-letnie panie starsze Bolesne ksero oraz Roy Keane dali radę się połapać, to każdy inny też.
Przy lekturze można bawić się doskonale. Lekko, przyjemnie, a nawet bezrefleksyjnie, jeśli ktoś ma ochotę przy książce nie myśleć. Bardziej uwrażliwieni zobaczą jednak ten faktor opowieści, który zahacza o odpowiedzialność, ocenę moralną oraz konsekwencje każdego działania. A w przypadku takich wyborów, jak przecięcie nici, ma to znaczenie ogromne. Nie mówiąc już o tym, co się stanie w przypadku zerwania nici i przyszycia guzika. Pozostaje tylko „wmartwychpołożenie” za pomocą osikanego kołka. Absurd – ale jaki!
Komedia kryminalna? Lekkostrawny horror groteski? Nomen Omen wymyka się klasycznym klasyfikacjom gatunku i zdaje się, że autorka stworzyła nowy gatunek powieści. Jakby jednak tej książki nie zakwalifikować jedno jest pewne – dobra zabawa gwarantowana. Naprawdę można polubić książki tej autorki – nie są wymagające, za to zdecydowanie można je nazwać wciągającymi. Polecam wszystkim spragnionym relaksu. Idealna odskocznia od cięższych tematów, remedium na melancholię, psią pogodę czy wisielczy humor. Nomen omen lekkość i swoboda.
Jaką tajemnicę skrywają trojaczki Bolesne, skąd wziął się upiór i jaką rolę w tym wszystkim odgrywa Salcia, Niedaś i Basia? Przekonacie się czytając tę książkę – do łyknięcia w jeden wieczór.
„Killnij gaaadaaa ! Forrr de horrrrd! Forrr de horrrrd!!!„