Każdy kto otworzy moją kosmetyczkę od razu zauważy ilość tuszy do rzęs – jestem tego pewna. Namiętnie kupuję kolejne nie kończąc poprzednich, czego jestem w stu procentach świadoma. Swoją drogą mam też słabość do kosmetyków z Avonu – były pierwszymi, które używałam jako kilkuletnie dziecko i w czołówce tych, po które sięgałam w swoim mniej lub bardziej dorosłym życiu.
Z tego połączenia (słabość do tego rodzaju kosmetyku + do marki mającą swoją główną siedzibę w Nowym Jorku) mogło wyjść tylko jedno, co chyba tłumaczyć nie muszę nikomu… tusz do rzęs z Avonu – „Super Shock”.
Według jednej z internetowych stron możemy przeczytać, że produkt posiada szczoteczkę przyszłości, która umożliwia nałożenie znacznie większej ilości tuszu już za pierwszym razem i dokładnie go rozprowadza – bez grudek oraz sklejania. Unikalna formuła z mikrowłóknami jak gąbeczki nadaje każdej rzęsie z osobna nieprawdopodobną i niezwykle trwałą objętość. Efektem tego są do 12 razy grubsze rzęsy! Produkt odpowiedni jest dla wrażliwych oczu i osób noszących szła kontaktowe.
Avon raz na jakiś czas zmienia szatę graficzną kosmetyku – zaczynając od klasycznej, czarnej, poprzez bordową, kończąc na kropkach czy świątecznych gwiazdkach. W moje ręce trafia zazwyczaj (z racji, ze już nie jedno opakowanie mam za sobą) ta pierwsza – tradycyjna – czarny plastik z prostym, intensywnym, niebieskim napisem, bez żadnych zdobień i innych fiu bździu.
Tusz jest zamknięty w grubym, dużym opakowaniu – co wyjaśnia szczoteczka z silikonowymi włoskami o bardzo podobnym rozmiarze tuż po wyciągnięciu – i 10 ml.
Kosmetyk marki Avon spokojnie wytrzymuje cały dzień na moich oczach. Ba, nawet koncert i zabawa do białego rana nie jest mu straszna! Wieczorem nie mam najmniejszego problemu z usunięciem produktu, chociaż rano czasami płata figle przy chęci nabrania odpowiedniej ilości na szczoteczkę.
Tusz lekko wydłuża rzęsy, dobrze je rozdziela, nie skleja, nie kruszy się, nie tworzy grudek i nie robi ze mnie pandy, ale też nie mogę od niego oczekiwać efektu „WOW”.
Wadą jest także to, że nie dociera on do każdej rzęsy – często gęsto lubi ominąć sobie te najkrótsze tuż przy kąciku oka.
Sama nie wiem kiedy przygarnęłam go po raz pierwszy do siebie, kilka miesięcy temu powróciłam do niego ponownie i z chęcią z robię to raz jeszcze, mimo wszystko, pod jednym warunkiem – musi być w promocji. Nie mam ochoty zamawiać go w regularnej cenie, bo mimo wszystko myślę, że nie jest wart około 40 zł.