W składzie na pierwszym miejscu mamy masło Shea, więc osoby które szukają mocnego nawilżenia,
mogą spokojnie sięgnąć po ten produkt.
Jeśli chodzi o zapychanie, to balsam lepiej sprawdzi się u osób ze suchą skórą. To taki typowy tłuścioszek. Przy skórze tłustej może okazać się za ciężki.
Ja ten balsam stosuję za to codziennie na usta. Przed pójściem spać nakładam grubą warstwę na usta i tak zasypiam. Czasami rano stosuję również jako błyszczyk do ust, bo ten balsam pozostawia taką przezroczystą taflę na ustach. Rano budzę się z miękkimi i mile nawilżonymi ustami. Oprócz tego smaruję nim też ręce i ciało.
Baume znajduje się w szklanym słoiczku z dużą srebrną nakrętką. Pojemik jest bardzo solidny i wygląda elegancko na łazienkowej półce. Krem znajdował się w tekturowym pudełku.
Balsamy koalane ze względu na bardzo naturalny skład mają krótki czas ważności – tylko trzy miesiące.
Nie są testowane na zwierzętach i posiadają certyfikat Ecocert.
Plusy:
- doskonale nawilża usta
- ładny, nienachalny zapach,
- certyfikat ecocert,
- nietestowany na zwierzętach
Minusy:
- krótki termin ważności,
- wysoka cena (169 zł)
Posumowując nie stosuję tego balsamu tylko do masażu (tak jak wymyślił to producent), ale bardziej do ust i do rąk. Jeśli chodzi o usta, to sprawdza się tutaj naprawdę dobrze. :)