Podkład rozświetlający Lirene Shiny Touch
W mojej kosmetyczne pojawiły się dwa odcienie podkładu:
107 Beżowy
109 Tiramisu
Latem i wczesną jesienią używałam koloru 109 – Tiramisu
i był idealnym kolorem do mojej opalonej skóry.
Obecnie używam koloru 107 – Beżowy, który jest dla mnie minimalnie za ciemny.
Podkłady mieszczą się w idealnych dla mnie opakowaniach typu airless, gdzie po wyjęciu denka można spokojnie kontrolować ilość pozostałego produktu. Moje pompki się nie zacinają i jeśli tylko nie duszę w nie z całej siły, to wyciskają odpowiednią ilość produktu.
Podkład ma lekką, kremową konsystencję. Bardzo dobrze rozprowadza się przy użyciu rąk,
jak również przy użyciu pędzla czy gąbki beautyblender.
Wchłania się niezwykle szybko, więc trzeba umiejętnie się nim posługiwać.
Bardzo dobrze stapia się ze skórą.
Pięknie rozświetla skórę i dodaje jej zdrowego blasku, bez widocznych drobin.
Skóra po jego zastosowaniu nie ulega ściągnięciu, a sam podkład nie podkreśla suchych skórek.
Daje wrażenie świeżej, dobrze nawilżonej skóry.
Z pewnością nie jest to produkt kryjący i jeśli tylko stosowany jest na skórę, gdzie widnieją niedoskonałości, niezbędne jest użycie korektora.
Podkład utrzymuje się u mnie na twarzy w dobrym stanie 5 – 6 h.
Później niestety niezbędne jest użycie bibułek matujących, bądź pudru.
Podsumowując – stwierdzam, że jest to dla mnie bardzo dobry podkład w dni,
kiedy potrzebuję ożywienia i rozświetlenia mojej cery.
Świetnie sprawdza się w dni typowo ospałe lub chorobowe :)
Przywykłam do codziennego stosowania podkładów matujących, więc ten z Lirene jest raczej moją „pomocą doraźną”. Jednak z uwagi na to, że obecnie większość dni w tygodniu wstaję o godzinie 5:10,
to ta 'pomoc doraźna’ ratuje mnie dosyć często :)
Znam już Lirene City Matt, Lirene Shiny Touch, więc mimo, że w kwietniu kończę 30 lat
przyszedł czas na wychwalany ostatnio Under Twenty :)
Stosowałam kiedyś jako nastolatka, ale obecnie jest to chyba całkiem inny produkt..