Wywiad z ratowniczkami medycznymi

19 sierpnia 2012, dodał: Martyna_D
Artykuł zewnętrzny

file1345400704

Rozmowa z Ewą Drygalską i Anną Sejdak, dwiema ratowniczkami medycznymi, tworzącymi jeden, dobrze zgrany zespół Podstawowy (paramedyczny) Państwowego Systemu Ratownictwa Medycznego.

Ewa Drygalska jest ratownikiem medycznym od 7 lat, w Falck pracuje od roku.
Anna Sejdak jest ratownikiem od 4 lat, a w Falck pracuje od miesiąca.

Obecnie w naszym kraju ponownie toczy się dyskusja o zaletach i wadach dwuosobowych zespołów Ratownictwa Medycznego. Ewa i Anna jeżdżąc razem jako jeden zespół łamią stereotypy. Zespół dwuosobowy złożony tylko z  kobiet, w środowisku, w którym mężczyźni twierdzą, że najlepiej pracuje się w trójkę. Kobieta za kierownicą pojazdu uprzywilejowanego w kraju, w  którym dla wielu samochód stanowi symbol męskości.

Ewa i Anna mają wspólne dyżury w małej miejscowości Paprotnia. Ten teren Falck obsługuje dopiero od miesiąca. W ich bazie stacjonuje tylko 1 zespół. Przez 12 godzin dyżuru panie zdane są głównie na siebie. Jak sobie radzą? Dotychczasowa historia pokazuje, że bardzo dobrze. Już podczas drugiego wspólnego dyżuru uratowały życie pacjentki.

MZ – Opowiedzcie nam proszę, co się wówczas wydarzyło?

Ewa – To był nasz drugi wspólny dyżur, a pierwszy w Paprotni, w tej spokojnej i uroczej stacji, w której obecnie jesteśmy. Zmianę zaczynamy o  10.00 rano i o 10.10 usiadłyśmy w kuchni, żeby napić się porannej kawy. W tym momencie zadzwonił do nas dyspozytor ze zleceniem wyjazdu w  kodzie 1 do nieprzytomnej kobiety. Chwilę później już byłyśmy w drodze.

Anna – Po przyjeździe na miejsce wezwania zobaczyłyśmy kobietę leżącą na podwórku przed domem. Dobrym znakiem było to, że jej mąż przez cały czas wykonywał jej masaż serca. Przejęłyśmy pacjentkę: EKG i rozpoznanie – zatrzymanie krążenia w mechanizmie migotania komór. Decyzja mogła być tylko jedna – defibrylacja. Po pierwszym „strzale” pacjentce wróciło krążenie, ale nadal nie było oddechu. Wiedziałyśmy już, że niezbędna będzie pomoc lekarza. Zaintubowałyśmy pacjentkę i wezwałyśmy zespół z  lekarzem. Okazało się, że nie ma wolnego zespołu specjalistycznego, a  chora musi jak najszybciej znaleźć się w szpitalu. Po chwili dyspozytor poinformował nas, że … po panią przyleci helikopter z oddalonej o 40 km Warszawy.

Ewa – Na ogół w takich sytuacjach wyznaczeniem lądowiska, zabezpieczeniem terenu i bezpiecznym sprowadzeniem helikoptera na ziemię zajmuje się straż pożarna. Tym razem jednak czasu było tak mało, że helikopter przyleciał pierwszy, zanim jeszcze pojawili się strażacy. Nasza karetka stała wśród zabudowań i przy pierwszym przelocie pilot nie zauważył miejsca akcji. Upewniłam się, że Ania poradzi sobie sama z pacjentką i przez radio naprowadziłam helikopter na właściwe miejsce. A potem wraz z rodziną poszkodowanej kobiety pomogłam mu wylądować. Wówczas było to dla mnie coś naturalnego. Teraz, na spokojnie, mogę powiedzieć, że to fajne uczucie móc rozkazywać takiej maszynie.

Anna – W Ewie odzywa się duch kierowcy. Wracając do wezwania, to na tym nasza rola się skończyła. Wiemy, że pacjentka spędziła tydzień na oddziale intensywnej opieki kardiologicznej i w dobrym stanie wyszła ze szpitala. Warto podkreślić, że specjalne podziękowania należą się mężowi, który cały czas, od pierwszych chwil aż do naszego przyjazdu, prowadził masaż serca. Bez jego poświęcenia byłoby nam dużo trudniej pomóc pacjentce, a jej zdrowie ucierpiałoby znacznie bardziej.

MZ – Jak to się stało, że trafiłyście na siebie?

Anna – To był czysty przypadek. Mamy odrębne grafiki. Ewa ma grafik kierowcy-ratownika i 12-godzinne zmiany, a ja mam grafik ratownika i  24-godzinne zmiany.

MZ – I jakie było pierwsze wrażenie?

Anna – Kiedy zobaczyłam, że będę jeździć z drugą dziewczyną, kobietą kierowcą, wystraszyłam się. Nie powiedziałam tego Ewie, i całe szczęście, bo moje obawy okazały się absolutnie nietrafione.

Ewa – Fakt! Dopiero teraz mi to mówisz! Nie jesteś zresztą pierwszą, która się bała. Trzeba było widzieć miny kolegów, ich zdziwienie i próby ukrycia obaw, kiedy widzieli, że siadam za kierownicę.

Anna – Ewa jest bardzo dobrym kierowcą. Gdy prowadzi, czuję się absolutnie bezpiecznie. Nawet podczas najbardziej karkołomnych manewrów, kiedy pędzimy na sygnale.

Ewa – Ja ucieszyłam się, że będę jeździła z  drugą dziewczyną. I bardzo się cieszę, że trafiłam na Anię. Ona działa na mnie uspokajająco. Jestem impulsywna, a Anię jest niemożliwym wyprowadzić z równowagi.

Anna – To chyba jest tak, że mamy różne temperamenty, ale bardzo podobne podejście do życia.

MZ – Jeździcie razem w zespole. Widok dwóch kobiet w dwuosobowym zespole to duża rzadkość w naszym systemie ratownictwa medycznego. Jak reagują ludzie na wasz widok?

Anna – Pozytywnie, często niedowierzają, że my tak tylko we dwie, są zaskoczeni, ale zawsze mili. Mam wrażenie, że widok kobiety budzi u pacjentów i ich bliskich większe zaufanie.

Ewa – Ludzie często orientują się, że jesteśmy we dwie, kiedy odjeżdżamy i  ja siadam za kierownicą. Śmieszne są miny kierowców, kiedy orientują się, że tę dużą karetkę jadącą na sygnale prowadzi kobieta.

MZ – A  jak traktują Was koledzy ratownicy? Anna – Bardzo dobrze. Oprócz Falck pracuję także w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym lokalnego szpitala. Wszyscy tamtejsi koledzy chcą poznać Ewę. Tę Ewę, która prowadzi ambulans!

Ewa – Najbardziej dziwią się starsi koledzy, a w szczególności kierowcy. W tym samym szpitalu pewien dużo starszy kierowca karetki dosłownie wypadł z niej, kiedy zobaczył, że to młoda kobieta wsiada za kierownicę, a ratownik mężczyzna zajmuje miejsce pasażera.

MZ – Jakie jest Wasze zdanie o funkcjonowaniu zespołów dwuosobowych w systemie ratownictwa medycznego?

Ewa – Dobre, przecież same jeździmy w takim zespole (śmiech).

Anna – Moim zdaniem, bardzo ważną dla dobrego funkcjonowania zespołów dwuosobowych jest dobra praca dyspozytora. Dokładne zbieranie wywiadu medycznego i na jego podstawie dysponowanie odpowiedniego zespołu nadaje sens istnieniu zespołów dwuosobowych. Przy brakach w wywiadzie medycznym wysyła się nas do bólu w klatce piersiowej, a na miejscu zastajemy stan bezpośredniego zagrożenia życia. Wówczas trzecia para rąk byłaby bardzo przydatna do szybkiego zniesienia pacjenta i sprzętu.

Ewo – Często też ludzie starsi oczekują lekarza. Miłe jest to, że pod koniec wizyty widać, że są naprawdę zadowoleni z tego, jak zostali potraktowani. Dziękują nam, że to właśnie my przyjechałyśmy.

MZ – A co jest trudnego w pracy kobiety ratownika?

Anna – Dla mnie dźwiganie. Jestem drobna i nie mam dużo siły.

Ewa – Wyjazdy do pacjentów w terminalnym stanie. Bezsilność. Moment, w  którym musimy powiedzieć bliskim poszkodowanego, że nasze wysiłki nie są w stanie mu pomóc. Mimo 7 lat pracy nie jestem w stanie się z tym pogodzić.

MZ – Czy Wasza praca przenosi się na życie prywatne?

Ewa – Oczywiście, że tak! Zostają w nas emocje. Nie jest możliwym odciąć się w 100%. Po trudnych, tragicznych wyjazdach muszę odreagować, wygadać się. Moim zdaniem, kiedy takie smutne sytuacje przestaną na mnie wpływać, wówczas będę musiała zrobić długą przerwę od pracy ratownika. Trudno mi sobie wyobrazić niesienie pomocy innym, kiedy życie ludzkie będzie mi obojętne.

Anna – Ja także muszę przegadać traumatyczne interwencje. Rozmawiam z koleżankami i kolegami z pracy, a kiedy nie ma takiej możliwości, wówczas opowiadam w domu o tych przykrych chwilach mojego zawodu.

MZ – Zapewne jest też jakiś pozytywny wpływ?

Ewa – Kiedy wsiadam do mojego prywatnego samochodu, jeżdżę dużo wolniej niż karetką. Za dużo widziałam efektów szybkiej jazdy i spuściłam z tonu.

Anna – A ja natomiast zrobiłam się bardziej niecierpliwa za kierownicą własnego samochodu. Ewa dojeżdża wszędzie szybko i sprawnie. Kiedy jadę swoim autem, to wszystko dzieje się tak powoli (śmiech).

MZ – Powiedzcie proszę, co robicie po pracy?

Anna – Po pracy idę do … drugiej pracy, gdyż oprócz Falck pracuję także w  lokalnym szpitalu. Kiedy już mam tę odrobinę czasu wolnego, to lubię oglądać horrory lub przeczytać dobrą książkę. Lubię także poruszać się trochę na korcie tenisowym lub pływalni.

Ewa – Ja także nie mam zbyt dużo wolnego czasu. W odróżnieniu od Ani pracuję tylko w Falck, ale mieszkam ponad 200 km stąd. Wolny czas poświęcam na dojazdy. Lubię pływanie, przecież pochodzę ze stolicy Mazur, kocham kino, a wolny czas lubię spędzać z moją rodziną.

MZ – Dojeżdżasz ponad 200 km do pracy, chce Ci się?

Ewa – Chce. Falck jest jedyną firmą, jedynym pogotowiem, które zgodziło się, abym prowadziła karetkę. To dla mnie bardzo ważne, bo ja to po prostu bardzo lubię.

MZ – Rozumiem i podziwiam. Miałem okazję pojechać z Tobą na interwencję i jestem pod wrażeniem Twojego stylu jazdy. Dziękuję Wam bardzo za interesującą rozmowę i życzę wytrwałości w  łamaniu stereotypów.

Nasza rozmowa zanim się na dobre zacznie zostaje przerwana przez wezwanie. 53-letni mężczyzna, przebywający w  miejscu pracy, ma ból w klatce piersiowej i problemy z oddychaniem. Jadę z Ewą i Anną do pacjenta, mamy do przejechania około 20 km. Jedziemy szybko, Ewa prowadzi pewnie i zdecydowanie, czuję, że przewiduje 2  manewry do przodu. Na miejscu działają jak by robiły to od zawsze. Pracują razem miesiąc, a rozumieją się bez słów. Badania pacjenta – tętno, puls, szczegółowy wywiad, badania w karetce: kilka odczytów EKG, badania palpacyjne brzucha, osłuchanie stetoskopem, sprawdzenie reakcji na światło. Gdybym był pacjentem, chciałbym być tak dokładnie i  troskliwie zbadany. Stan pacjenta wskazuje na problemy z ciśnieniem na tle nerwowym. Anna próbuje z nim rozmawiać, ale mężczyzna siada na przeciwległym skraju noszy i odwraca się plecami. Anna nie daje za wygraną. W końcu pacjent otwiera się i zaczyna mówić. Jest nowy w tym miejscu pracy, przenieśli go tutaj z warsztatu, w którym pracował 30 lat, a który niedawno został zlikwidowany. Chce dobrze wypaść, ale stres i zmęczenie go pokonały. Boi się, że kierownik uzna go za zbyt słabego do pracy i zwolni. Prosi o zastrzyk przeciwbólowy, aby mógł wrócić do swoich zadań. Jego stan jest na tyle dobry, że Ewa podaje środek przeciwbólowy. Pacjenta nie trzeba odwozić do szpitala, jednak Anna radzi mu, aby poszedł na badanie do lekarza pierwszego kontaktu. Mężczyzna obiecuje, że jeszcze dzisiaj, po pracy, pójdzie na konsultacje. Jednak nie potrafi wytłumaczyć tego swojemu przełożonemu, który każe mu iść natychmiast do lekarza, a przecież on ma jeszcze dzisiaj dużo pracy do skończenia. Ze smutną i przestraszoną miną wraca do karetki. Czuje, że dziewczyny są jedynymi osobami, które mu pomogą. I  ma rację. Anna wysiada z karetki i idzie wytłumaczyć sytuację managerowi. Ten nawet nie stara się z nią dyskutować. Rozumie i zgadza się na zaproponowane przez nią rozwiązanie. Mężczyzna może dokończyć pracę, pójść do lekarza po południu i jeżeli jest zdrowy, to jutro ma przyjść do pracy.