Zacznę od opakowania i ceny. Za około 15 zł dostajemy 30 ml podkładu zamkniętego w wygodnej buteleczce z pompką. Bardzo podoba mi się ten pomysł z pompką, dzięki temu wyciśniemy tylko tyle produktu ile nam potrzeba, bez obaw, że coś się zmarnuje.
Jak wspominałam podkładu używam od około 3 miesięcy, została mi jeszcze około 1/3 buteleczki, więc śmiem twierdzić, że jest wydajny :) Z informacji ogólnych z tego co wiem można znaleźć 4 odcienie tego fluidu. Mój odcień to 20 soft nude. Na początku nie polubiliśmy się. Podkład tworzył efekt maski. Wróciłam do „starego przyjaciela” fluidu matującego od Lirene. Skończył się w najmniej odpowiednim momencie. Akurat nie miałam pieniędzy aby kupić nowy, więc musiałam wrócić do podkładu essence. Zauważyłam, że gdy posmarujemy go na skórę słabo nawilżoną staje się tępy w rozprowadzaniu i podkreśla suche skórki. Pierwsza uwaga więc, trzeba go nakładać na dobrze nawilżoną cerę. Druga sprawa to ilość, jeżeli nałożymy go za dużo powstaje efekt maski. I tutaj jest już gorzej minęło parę dni zanim „nauczyłam się” z nim pracować. Wystarcza naprawdę niewielka ilość, aby pokryć nim całą twarz oraz szyję i nie stworzyć maski. Nie matuje, raczej rozświetla cerę. Kryje niedoskonałości w dużym stopniu. Co to trwałości nakładam go na krem z filtrem od firmy soraya, a na po nałożeniu podkładu przypudrowuję twarz transparentnym pudrem od my secret. Przy takiej mieszance podkład trzyma się jakieś 3-4 h, a potem znika (dosłownie) z mojej twarzy.