Ostatnim produktem, który otrzymałam do przetestowania od ciao.pl za pośrednictwem portalu Uroda i Zdrowie jest 12 ml próbka błota w kremie. Sama nie mogłam jej przetestować (skłonność do pajączków), więc przypilnowałam, żeby mama zawalczyła z pomarańczową skórką ;)
Od producenta:
„Nowość w walce z cellulitem! Wzbogacona formuła popularnego kremu zawierająca algi Guam, kofeinę i kompleks roślinny. Krem niezwykle intensywnie stymuluje spalanie tkanki tłuszczowej i ułatwia usuwanie z organizmu szkodliwych produktów przemiany materii. Dodatkowo redukuje cellulit i poprawia stan skóry. Nie wymaga zawijania folią.
Polecany dla: osób będących w trakcie lub po zakończeniu kuracji Guam.
Sposób użycia: w miejscu objętym cellulitem wmasować krem aż do pełnego wchłonięcia. Po ok. 10-15 minutach pojawia się charakterystyczne i całkowicie naturalne dla tego preparatu zaczerwienienie i pieczenie (w zależności od ilości nałożonego kremu), które utrzymuje się przez ok 30-40 minut.
Pojemność: 350 g
Dodatkowe uwagi:
podczas pierwszej aplikacji zaleca się zastosowanie mniejszej ilości preparatu w celu zweryfikowania reakcji skórnej,
nie stosować preparatu na uszkodzoną skórę,
skóra wrażliwa i skłonność do powstawania „pajączków” jest przeciwwskazaniem do stosowania kosmetyku.”
Oczywiście mamę ciężko było zagonić do tego, żeby przez 3 dni pod rząd testowała jakiś nieznany produkt. Wyszło tak, że stosowała preparat co drugi dzień. Na dzisiejsze pytanie „Jak tam błotko się sprawowało?” uzyskałam odpowiedź „Całkiem nieźle” hehe ;)
Opinia mojej mamy, po pociągnięciu jej za język i moim zredagowaniu, żeby było to dla Was czytelne:
Zapach jakiego się spodziewałam, czyli mokrej ziemi okazał się aromatem ziołowym i to dosyć mocnym, który przez długi czas był wyczuwalny na skórze. Mimo to jest do zaakceptowania. Kolor jaki mi podsuwała wyobraźnia to ciemny brąz, czerń – kolejne zaskoczenie, krem jest karmelowy (szkoda, że tak nie pachnie) i po wsmarowaniu nie widać go na skórze.
Próbka wystarczyła na 3 zastosowania i nie były to cienkie warstwy, więc produkt oceniam na wydajny.
Konsystencja – jak przy balsamach do ciała, łatwa do rozsmarowania. Wystarczało chwilę pomasować i krem całkowicie się wchłaniał nie pozostawiając tłustej/klejącej się powłoki. Podoba mi się to, że nie trzeba dodatkowo zawijać miejsc smarowanych folią dla wzmocnienia działania.
Działanie – Za pierwszym razem skóra była jedynie po 20 minutach zaczerwieniona, ten stan utrzymywał się przez ok. godzinę. Przy drugiej i trzeciej aplikacji dodatkowo odczułam mocne rozgrzanie skóry, co jest normalne przy tego typu preparatach.
Efekty – przyznaję zaskakująco dobre. Nogi są u mnie wyznacznikiem siły nawilżania i regeneracji wszelakich balsamów. Dziś mija 4 dzień od ostatniego wmasowania produktu GUAM, a skóra wciąż jest w naprawdę niezłej kondycji, mimo, że nie stosowałam od tego czasu żadnych nawilżaczy. Wygląda na zregenerowaną i nawilżoną. Jest gładka, napięta, cellulit jest jakby mniej wyczuwalny. Na łydkach mam już niestety łuszczącą się skórę – wręcz wołającą o pomoc.
Błoto w kremie daje wyczuwalne efekty już po kilku zastosowaniach, z wizualną stroną jest troszkę gorzej, ale podejrzewam, że przy regularnym stosowaniu i tu zauważyłabym poprawę.
Skład –
Pojemność – 350 g
Cena – 109 zł
Dostępność – http://ciao.pl/
Mama zapytana czy kupiłaby ten produkt, odpowiedziała :
„Gdyby trochę tańszy przy tej pojemności, to zdecydowanie tak.”
Pomimo że dostałam ten produkt bezpłatnie, nie miało to wpływu na ocenę osoby, której go przekazałam. Jest ona w 100% obiektywna i wyraża własną opinię osoby testującej. Recenzja nie jest sponsorowana.
Testowała:
Fiolka – 25 letni chemik-zakupoholik na odwyku :) Szczęśliwie zakochana, wiecznie zabiegana kocia mama. Słodyczoholiczka ostatnio zafascynowana kosmetykami naturalnymi, pragnie zrobić z pokoju mini laboratorium. Prowadzi blog fiolka86.blogspot.com (nick: Fiolka 86)
Zobacz również:
- Wszystkie testy blogerek
- Baza blogerek i testerek – dołącz do nas!
- Kosmetyki, które testujemy obecnie