Jakoś tak się ostatnio składa, że w mojej szafie przybywa fioletowych ubrań. Nie wiem, mnożą się tam same, czy co? ;) A ponieważ lubię dobierać kolorystykę makijażu do ubioru, z zapałem zabrałam się do testów cienia firmy Mariza, otrzymanego od portalu Uroda i Zdrowie.
W moje ręce wpadł cień matowy, w kolorze, który producent nazwał wrzosem. Nazwa moim zdaniem nieszczególnie trafiona – bardziej przypomina mi jasny bakłażan, albo śliwkę, ale może zostańmy po prostu przy „fiolecie”, bez wdawania się w botaniczne porównania.
Produkt zamknięty jest w okrągłym pudełeczku z szybką, przez którą dobrze widać kolor. Dla mnie to plus, bo bardzo nie lubię opakowań, przez które niczego nie widać. To pudełko bardzo mi się podoba – jest poręczne i wytrzymałe. Zdążyłam sprawdzić, co się z nim dzieje po niespodziewanym kontakcie z podłogą – na szczęście nic :)
Cień jest bardzo miękki i trzeba uważać przy jego aplikacji. Byłam przyzwyczajona do dosyć mocnego naciskania pędzelkiem na moje pozostałe cienie prasowane, a w przypadku tego produktu okazało się, że wystarczy lekkie muśnięcie, jeśli nie chcemy mieć na pędzelku grubej i osypującej się warstwy. Zauważyłam też, że cień lepiej „dogaduje się” z aplikatorami z gąbki, niż z włosia i mniej się wtedy osypuje.
Możemy nakładać go na różne sposoby. Na sucho jest bladym fioletem przechodzącym w róż. Na bazie staje się o wiele ciemniejszy i wyraźnie widoczne są migoczące drobinki, natomiast nakładanie na mokro pozwala uzyskać intensywną barwę i matowe wykończenie. Co dziwne, taki efekt cień daje tylko na mojej ręce. Na powiekach uparcie jaśnieje, niezależnie od ilości bazy i sposobu nakładania. Dzięki temu nadaje się do prostego, dziennego makijażu, ale osoby oczekujące mocnego podkreślenia oka mogą nie być zadowolone.
Na zdjęciach cień świeżo po nałożeniu, z bazą, w wewnętrznych kącikach roztarty beżem. Zewnętrzne kąciki malowałam wyłącznie cieniem Mariza i, jak widać, mimo użycia bazy na powiekach pozostaje dosyć jasny.
Trwałość bez bazy sięga u mnie pięciu godzin. Cień nie wałkuje się, ale po pewnym czasie zaczyna coraz bardziej blednąć i staje się praktycznie niewidoczny. Na bazie trwałość przedłuża się znacznie i efekt utrzymuje się nawet 10 godzin, nie wymaga więc poprawek w ciągu dnia. Największym plusem tego produktu jest dla mnie łatwość rozcierania go z innymi kolorami cieni, zarówno prasowanych, jak i sypkich, mineralnych. Poza tym receptura opiera się na naturalnych pigmentach, bez dodatku parabenów, co jest bardzo istotne dla osób z wrażliwymi oczami.
Jeśli szukacie produktu o przyjemnym składzie i w dobrej cenie (13,90zł) do dziennego makijażu, będziecie zadowolone. Jeśli szukacie czegoś mrrrrocznego, raczej musicie szukać dalej.
Testowała:
Testowała:
Dominika – „kobieta pracująca”, żona, mama, mól książkowy, gaduła i optymistka. Lubię nowości i ciekawostki kosmetyczne, książki, konkursy, koty, szczury, kompot z truskawek… Może będzie prościej wymienić, czego NIE lubię – komarów, flaczków i nudy. Mój blog: http://bzeltynka.blogspot.com/ – typowo kobiecy. Recenzje kosmetyków i odrobina kulinariów. (nick: Bzeltynka) Testowała: JADWIGA – papka do cery trądzikowej
Zobacz również:
- Wszystkie testy blogerek
- Baza blogerek i testerek – dołącz do nas!
- Kosmetyki, które testujemy obecnie