[quote=Oversajz]Chciałabym nie być taka samotna. Na co dzień muszę zmagać się z samotnością. Ostatnie kilka lat spędziłam będąc zdana tylko na siebie.(...)Po kilku latach samotności niezwykle ciężko przyzwyczaić się drugiej osoby, do bycia na każdym kroku zależnym od kogoś. Ciężko się zakochać. Nie doświadczam tych sławnych motylków w brzuchu. Zbyt duża bliskość powoduje z czasem poczucie "duszenia się" i chęć ucieczki.[/quote]
Taaak... jest coś takiego. Mamy w sobie też jakby mniej tolerancji dla cudzych nawyków, zachowań i stworzyliśmy sobie życie tak "wygodne", jak tylko potrafiliśmy, a w związku trzeba tyle dostosować do drugiej osoby i trochę jakby ograniczyć swoje swobody na rzecz tej wspólnoty.
Smutne to, że niezależność przestaje smakować i w pewnym momencie chciałoby się mieć kogoś, z kim będzie dzielić się wszystkie codzienne troski.
Chciałabym, żebyś znalazła kogoś, kto będzie wart tego, żeby zacząć z nim dzielić swoje życie, w organizację którego włożyłaś tyle wysiłku i pracy. Przynajmniej wiesz, że potrafisz być sama! A to wspaniałe i zawsze bardzo to podziwiam i uważam, że nie da się stworzyć dojrzałego związku bez tego.
Ja przez ostatnie lata uważałam, że związki nie są dla mnie. Teraz próbujemy z kimś na odległość, co jest dla mnie bezpieczne, bo nie zabiera mi tyle życia, co związek na miejscu. Związków na odległość nie akceptowałam wcale, bo w związku przecież o to chodzi, żeby być blisko duchowo, emocjonalnie i fizycznie. Jednak w tej chwili to jedyne, na co mnie stać i już to jest dla mnie czasami za dużo. Chyba jednak nie jestem stworzona do tego typu relacji, radziłam sobie zawsze lepiej bez nich, ale przyzwyczajenie do tego, że on jest, że usypiam przy Skypie słysząc jego głos, że cokolwiek się stanie to mogę się tym podzielić od razu sprawiło, że wpadłam w taki stan, w którym ani w tę w ani w tę, tylko tkwię gdzieś pośrodku pomiędzy czerpaniem z bycia samą i bycia z nim. Nie jestem gotowa na to, żeby z kimś mieszkać i żeby ktoś był fizycznie codziennie obok. Nawet jeśli kocham.