Temat: Jak długo jesteście singlami?
Zastanawiam się ile czasu przeciętnie mija od momentu gdy rozsypie Wam się jedna relacja do czasu aż znajdziecie kogoś następnego. Ponoć w dzisiejszych czasach to dość proste, ale chyba nie dla każdego...?
Nie jesteś zalogowany. Proszę się zalogować lub zarejestrować.
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Zastanawiam się ile czasu przeciętnie mija od momentu gdy rozsypie Wam się jedna relacja do czasu aż znajdziecie kogoś następnego. Ponoć w dzisiejszych czasach to dość proste, ale chyba nie dla każdego...?
U mnie - do pół roku najdłużej:)
Hmmm... po rozstaniu z narzeczonym moja "żałoba" trwała dwa tygodnie. Po czterech poznałam swojego przyszłego faceta. W ciągu dwóch miesięcy miałam dwa romanse. Ot, nie było po kim rozpaczać. Ale przed związkiem broniłam się jeszcze jakieś dwa lata, mimo że przez rok regularnie się spotykałam z przyszłym chłopakiem i w zasadzie wszyscy uważali nas za parę.
Natomiast teraz... od tamtego związku minęło 2,5 roku, ale w międzyczasie miałam dwie bliskie relacje. Nie chcę się wiązać. Od ostatniego kontaktu z moją chyba jedyną prawdziwą miłością, minęło osiem miesięcy i [b]dopiero teraz[/b] prawie przestałam o nim myśleć. Poznałam dwóch miłych chłopców, którzy w pełni zaspokajają moje niskie zapotrzebowanie na mężczyznę, wysokie na flirt, przy czym utrzymuję z nimi kontakt jedynie w sieci i nie chcę inaczej.
Odpowiada mi bycie singlem
Najzdrowiej to chyba tak kilka miesięcy do roku, żeby nie popaść w kompletne samotnictwo;)
Oj racja, potem jest tak jakby trudniej się przełamać. Człowiek za dużo wokół siebie ułoży pod to swoje singielstwo.
Czasem po trudnym związku trzeba dłużej odpocząć... A bywa, że to zraża do kolejnych związków...
U mnie bywało od 3 miesięcy do roku, i to była raczej kwestia przypadku, czy wcześniej, czy później poznałam kogoś ciekawego, komu warto było dać szansę.
Dla mnie pół roku to zdrowa granica między kolejnymi związkami...
Jestem sama od miesiąca, zostawiona, zwiedzione nadzieje, bez wielkich dramatów, zwyczajnie ja się zakochałam, on nie, uznał, że do siebie nie pasujemy. Jest mi ciężko, niby nieco lepiej, ale boli wciąż, co kilka dni mam to uczucie totalnej pustki, kiedy nic nie ma sensu i nie chce się żyć...
Zofijka To minie, przejdzie. Wiesz, że tak będzie, prawda?
Wszystko przechodzi, zwłaszcza kiedy pojawia się ktoś inny na horyzoncie:)
Tak,życie bywa pełne niespodzianek:) Koleżanka już się wybierała do klasztoru po rozstaniu z narzeczonym, a tu się trafił taki fajny chłopak, że szybko zmieniła plany i teraz "modlą się" razem
[quote=kasia001]Zastanawiam się ile czasu przeciętnie mija od momentu gdy rozsypie Wam się jedna relacja do czasu aż znajdziecie kogoś następnego. Ponoć w dzisiejszych czasach to dość proste, ale chyba nie dla każdego...?[/quote]
Jak moja relacja, jak to ładnie ujęłaś, rozsypała się zdecydowałam, że nie chcę się z nikim wiązać i byłam sama sobie panią przez jakieś 6 lat. To był mój wybór i nie miałam ochoty na szukanie kogokolwiek. Traf chciał, że swojego obecnego i już ostatniego partnera poznałam jak poszłam na studia (mając 25 lat), a związałam się z nim dopiero jak je skończyliśmy, ale to już jest długa i zawiła historia.
Ostatnio edytowany przez PannaJagoda (2015-09-10 04:11:01)
Najlepsze związki wychodzą wtedy, kiedy akurat ich nie szukamy... Na siłę nie da się nic skleić, jeśli samo nie wychodzi:)
Też tak myślę. W moim życiu nieustannie się to potwierdza.
Każdy ma swój sposób na życie. Mi najlepiej zawsze było znalezć sobie kogoś nowego. Zadręczanie się straconym partnerem to strata czasu. Najważniejsze to właściwie wybrać czyli uczyć się na włąsnych błędach - a wtedy będzie OK
Żadnej przerwy sobie nie robiłaś? Widocznie żaden Ci aż tak nie zaszedł za skórę...
Albo w żadnym się nie rozkochała do tego stopnia, żeby po nim chwilkę pocierpieć
Zazdroszczę takiego trzeźwego podejścia... Niestety, nie każdy potrafi wyłączyć emocje...
To ma swoje plusy i minusy. Ja na przykład wolę się bardziej zaangażować, bo jeśli już coś takiego przeżywać, to pełniej. Też mam swoje ograniczenia, ale nie emocjonalne. A że potem się cierpi... Nie odmówiłabym sobie i tak.
Tak, bo najgorzej jest nie przeżyć nic - ze strachu
Najdłużej byłam singielką przez 3 miesiące:)
U mnie to były nawet 2 lata, to był czas na własny rozwój, przemyślenie tego co było
Widzę dziewczyny, że póki co biję Was na głowę. Swoją drogą to się dziwię jak tak długo wytrzymałam...
Można wytrzymać i dłużej... czekając na ten swój ideał
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź