Przyznaję - sprawdzałam kilka razy jednemu. On mi też.
Nie chciałabym tego więcej robić i uważam, że nie powinno się tego robić, a moje poglądy na to kiedy można, a kiedy nie można, ewoluowały przez lata, choć zawsze uważałam to za niewłaściwe. Na dzień dzisiejszy, gdybym zauważyła, że facet nie zostawia swobodnie telefonu, wzbudziłoby to moje podejrzenia, tyle że usiłowałabym je sprawdzić inaczej, a gdyby nadal był podejrzany to... żegnam. Nie chcę być z kimś, komu nie ufam.
I nie chcę odczuwać potrzeby sprawdzania cudzej korespondencji, bo to świństwo i czułam się źle z tym, że kilka razy to zrobiłam, mimo że nie zrobiłam tego z czystej ciekawości, tylko wiedziałam, że coś ukrywa. Nie miało to nic wspólnego z wiernością, ale ze szczerością owszem.
Też znam przypadki, w których sprawdzanie telefonu przyniosło niezbity dowód niewierności. Znam też kogoś, kto szczyci się erotyczną korespondencją z wieloma naraz i ma blokadę w telefonie, żeby panna nie sprawdziła, ale także kogoś, kto pozwala swojej sprawdzać ile tylko razy chce, bo wie, że ją to uspokaja (była kiedyś zdradzana).
Ja sama pozwalam niektórym grzebać mi w telefonie, ale wiem, że przeglądają różne rzeczy, a nie czytają cudzych SMS-ów.
Podsumowując: jeśli widzę, że ktoś ma coś do ukrycia, a to widać po tym, czy zostawia na wierzchu telefon, jak reaguje gdy przychodzą wiadomości i czy odbiera przy mnie, więc jeśli tak, to tylko podsyca moją ciekawość i chęć poznania prawdy, ale tracę zainteresowanie taką osobą. To tylko ta adrenalinka, która pcha mnie do odsłaniania tajemnicy, taki bunt w środku i wewnętrzny głos przypominający mi, że mam prawo oczekiwać szczerości, a jeśli ktoś jest nieszczery - mam prawo dowiedzieć się prawdy na własną rękę. Dziś wolałabym zapytać niż grzebać, a faceta, który nie wzbudził mojego zaufania w wystarczającym stopniu, kopnąć w zad.