Dziewczyny, kiedyś kobieta, która założyła spodnie, była gorszycielką. Czasy się zmieniają. Dzisiaj pewne obyczaje nie mają już racji bytu, choć jeszcze tak niedawno, w czasach młodości naszych babć, niemoralnym mogło być już samo przebywanie sam na sam z mężczyzną, wracanie z nim wieczorem z potańcówki, pojechanie tylko we dwoje na wycieczkę. Gdyby moja prababcia zobaczyła kuse szorty w środku miasta na nastoletniej dziewczynie, umarłaby drugi raz. To byłoby dla niej równoznaczne z prowokacją czy byciem "łatwą".
Sygnalizowanie facetowi swojego zainteresowania nie musi być postrzegane w ten sposób. Można zrobić to subtelnie, okazując choćby przyzwolenie na jego zaloty i wtedy nie jest się niedostępną "księżniczką", o ile oczywiście facet zaleca się z klasą. I nie widzę nic złego w tym, żeby zaproponować mu kawę czy spotkanie, na początek koleżeńskie, żeby go ośmielić. Taki pierwszy krok. Bywają panowie, którzy sami tego pierwszego kroku nie zrobią, a chcieliby.
Dla przykładu - pracuję z pewnym sympatycznym starszym panem, takim 60+, więc "w jego czasach" jeszcze było trochę inaczej niż teraz, a poza tym jest bardzo bogobojny, więc tym bardziej przestrzega zasad moralnych w odniesieniu do kobiet. No i on powiedział wprost, że gdyby jego żona nie zrobiła pierwszego kroku, to pewnie nie byliby razem, a kocha ją najbardziej na świecie i nie wyobraża sobie teraz, że mogliby nie być małżeństwem. Po prostu to jeden z tych panów, którzy potrzebują, żeby kobieta ich ośmieliła.