Efekt Mozarta udowodniony?

7 listopada 2011, dodał: Redakcja
Artykuł zewnętrzny
Kontrowersyjny „efekt Mozarta” może jednak pomagać, przynajmniej w medycynie. Słuchanie muzyki genialnego kompozytora podczas kolonoskopii może zwiększać skuteczność lekarzy w wykrywaniu zmian przedrakowych w jelicie grubym – sugerują badania naukowców z USA. Zaprezentowano je w Waszyngtonie podczas 76-ego spotkania American College of Gastroenterology.
O efekcie Mozarta większość z nas kiedyś słyszała – jest to legenda miejska, która ma już blisko 30 lat, i wygląda na to, że prędko się nie zestarzeje. Wieść gminna niesie, że puszczanie muzyki Wolfganga Amadeusza Mozarta nowonarodzonym maluchom zwiększa ich inteligencję – geniusz mistrza spływa przez membrany głośników wprost do ich małych główek i przestawia im neurony.
Przekonanie o tym, że słuchanie muzyki poprawia inteligencję zrodziło się po publikacji autorstwa Rauscher et al. na łamach tygodnika „Nature” w 1993 roku. Naukowcy kalifornijscy dowodzili w niej, że pod wpływem muzyki słynnego kompozytora (ściślej jego sonaty D-dur na dwa fortepiany) wyraźnie poprawiają się zdolności poznawcze uczniów. Chodziło zwłaszcza o krótkotrwałą poprawę orientacji czasowo-przestrzennej. Korzystnego wpływu muzyki Mozarta na inteligencję próbowano dowieść w wielu następnych badaniach, ale wyniki najnowszej analizy (opublikowana w maju 2011 roku w piśmie „Intelligence„) nie potwierdziły tej teorii. Meta-analiza naukowców z Wiednia, wykazuje na podstawie dostępnej w temacie literatury, że efekt Mozarta nie istnieje. Warto jednak dodać (i wybić z dłoni Rauschner ten argument o błędnej interpretacji jej badań), że zdaniem autorów Mozart nie tylko nie zwiększa inteligencji, ale przede wszystkim nie zwiększa też zdolności kognitywnych u badanych. Rauschner pisała o krótkotrwałej poprawie zdolności kognitywnych, a gdzieś w tłumaczeniu z naukowego na laicki został zgubiony sens tej pracy. Najpierw felietonista New York Timesa Alex Ross żartobliwie rzucił, że słuchanie Mozarta naprawdę czyni was mądrzejszymi. Potem w kolejnych latach kolejne gazety powracały do różnych badań Rauschner, a wpływ efektu Mozarta na rozwój inteligencji u dzieci stawał się coraz większy. Apogeum osiągnięto chyba w 1998 roku, gdy gubernator Georgii Zell Miller zaproponował, aby w budżecie stanu zarezerwować ponad 100 tysięcy dolarów na płyty i kasety z muzyką klasyczną, którymi miały być obdarowywane nowonarodzone dzieciaki. W trakcie posiedzenia nad budżetem Miller puścił zresztą na użytek innych uczestników posiedzenia Odę do Radości Bethoveena, a następnie zapytał: Nie czujecie się teraz mądrzejsi?. W opublikowanej niedawno książce 50 wielkich mitów popularnej psychologii efekt Mozarta zajął zaszczytne szóste miejsce. Co nie oznacza, że nie należy słuchać Mozarta. Bo nawet jeśli słuchanie jego muzyki nie czyni nas geniuszami, to nie można powiedzieć, że on geniuszem nie był.
Co szczególnego jest w muzyce Mozarta? Terapeuci twierdzą, że jest jasna, ma doskonałą formę i wysoką częstotliwość dźwięku. Jej fragmenty są wykorzystywane do różnego rodzaju terapii. Selekcji dokonuje się ze względu na tonację, tempo, a także czynniki psychologiczne, fizjologiczne i estetyczne – wszystko po to, by spowodować różnorodne reakcje słuchowe, fizyczne i emocjonalne. Beethoven, Vivaldi, Strauss harmonizują i integrują rytm pracy serca i mózgu. Muzyka Mozarta ma natomiast wyjątkowy charakter, bo wpływa np. na układ nerwowy i aktywność sensomotoryczną człowieka – mówi dr Swietłana Masgutowa z Międzynarodowego Instytutu Kinezjologii w Warszawie. Specjalnie ułożone kompozycje złożone z utworów muzyki klasycznej i chorałów gregoriańskich to podstawa terapii z wykorzystaniem „efektu Mozarta”. Wysokie częstotliwości tych dźwięków są zgodne z rytmem pracy serca – wyjaśnia dr Swietłana Masgutowa. Muzyka pomaga zintegrować wewnętrzny rytm procesów poznawczych i zewnętrzną aktywność. Równoważy również procesy emocjonalne.
Jednak eksperymenty na tym się nie kończą. Naukowcy z University of Texas w Houston sprawdzali „efekt Mozarta” na lekarzach wykonujących kolonoskopię, tj. badanie jelita grubego przy pomocy wziernika zakończonego kamerą. Jest to metoda wykorzystywana w diagnostyce chorób jelita grubego. Pozwala wykryć (i od razu usunąć) zmiany nowotworowe o charakterze łagodnym, tzw. polipy gruczolakowate, które z czasem mogą przekształcić się w raka. Lekarze szacują, że aż trzy czwarte raków jelita grubego wywodzi się z tych łagodnych guzów. W doświadczeniu wzięło udział dwóch lekarzy wykonujących kolonoskopię, z których każdy przeprowadził wcześniej co najmniej 1000 takich badań. Obydwaj wykonywali kolonoskopię z muzyką Mozarta w tle oraz bez niej. Odsetek pacjentów, u których wykryli polipy porównywano następnie ze średnimi wynikami, jakie uzyskali w ostatnim roku. Obaj lekarze wykrywali polipy u znacznie większej liczby pacjentów, gdy słuchali Mozarta – komentuje prowadząca badania dr Katherine Noelle O’Shea. Badaczka przypomina, że wyższy odsetek pacjentów, u których wykryje się obecnego polipa jest związany z większą redukcją zachorowań na raka jelita grubego. Jest to ważny wskaźnik jakości kolonoskopii. Z pracy opublikowanej w maju 2011 roku na łamach pisma „New England Journal of Medicine” wynika, że jeśli odsetek ten wynosi dla danego lekarza mniej niż 20% to ryzyko raka jelita grubego w kolejnych pięciu latach znacznie wzrasta. Każda poprawa tych wyników może potencjalnie ocalić życie większej liczby osób – zaznacza dr O’Shea. Według niej, choć skala tych badań była bardzo mała, ich wyniki wskazują, że niekonwencjonalne podejście do problemu – w tym wypadku słuchanie utworów Mozarta – może potencjalnie przynieść korzyści lekarzom i pacjentom.
Czyli jednak istnieje jakaś prawda związana z „efektem Mozarta” i coraz więcej uczonych jest w stanie potakująco kiwnąć głową…
Materiały: www.odkrywcy.pl, www.nicprostszego.wordpress.com, www.zdrowie.gazeta.pl.



Możesz śledzić wszystkie odpowiedzi do tego wpisu poprzez kanał .

Dodaj komentarz