Wrażliwość na piękno i sztukę, która prowadzi do obłędu, halucynacji i samobójstw! | Wszystko dla zdrowia i urody, porady kulinarne Uroda i Zdrowie - serwis nie tylko dla kobiet!

Wrażliwość na piękno i sztukę, która prowadzi do obłędu, halucynacji i samobójstw!

21 kwietnia 2011, dodał: milkar
Artykuł zewnętrzny

Piękno może zachwycać, nastrajać, przyprawiać o zawrót głowy, a niekiedy nawet doprowadzać do obłędu. Jego nadmiar dla zbyt wrażliwych może prowadzić do różnych dolegliwości. Jak na przykład zabytki we Florencji powodujące gorączkę, genueńskie muzea skłaniające do spontanicznego romansu, czy też paryskie uliczki wywołujące depresję.

Do tych nielicznych przypadków wrażliwych na piękno architektury i estetykę miejsca należy , francuski pisarz znany pod pseudonimem Stendhal, na którego Włochy wywarły ogromne wrażenie. Oczarowany piękną formą kościoła Santa Croce we Florencji, oszołomiony florencką bazyliką i zakochany w magicznym klimacie florenckich uliczek, dostał nagle gorączki.

Uniemożliwiło mu to dalsze zwiedzanie i podziwianie zapierających dech w piersiach zabytków. Graziella Magherini, włoska psycholog badając przypadek Beyle’a w latach 80 XX wieku, zauważyła, że nie tylko on zareagował w ten sposób na florenckie zabytki. Większość turystów zazwyczaj jest tylko zmęczona wielogodzinnym zwiedzaniem i często chcąc od tego odpocząć zagłębiają się w zakątki bocznych uliczek, gdzie mogą napić się kawy, czy zjeść pyszny deser. Istnieją jednak i takie osoby, które podobnie jak Beyle są wyjątkowo wrażliwie na piękno. Zauroczeni toskańskimi zabytkami, popadają w ekstazę, dostają zawrotów głowy, a niekiedy nawet halucynacji. Margherini w ciągu 8 lat zarejestrowała aż 107 takich przypadków. Tę dolegliwość nazwała syndromem Stendhala, od nazwiska pierwszej osoby, która zwróciła jej uwagę i zapoczątkowała badania na ten temat. Jednak w literaturze przypadłość ta określana jest jako hiperkulturemia, bądź syndrom florencki.

Z kolei we włoskich muzeach, zwiedzających „atakuje” syndrom Rubensa wywołujący gwałtowną i niepohamowaną potrzebę zaspokojenia seksualnego, która pojawia się podczas kontemplowania dzieł sztuki figuratywnej. Przeprowadzone w tym celu badania pokazują, że aż 20 % z 2 tysięcy odwiedzających, uległo miłosnym igraszkom w muzeum.

Natomiast syndrom paryski w przeciwieństwie do poprzednich zespołów, nie wywołuje ani podniecenia ani ekstazy, lecz powoduje objawy, które są charakterystyczne w przypadku depresji lub załamania nerwowego. Ta dolegliwość najczęściej przytrafia się Japończykom, którzy zamiast zachwycać się urokami Paryża, trafiają do psychiatry dr Hiroaki Ota, pracującego w szpitalu św. Anny w Paryżu. Co roku aż setki pacjentów, zwłaszcza kobiety odwiedza jego gabinet, z których jedna czwarta musi poddać się leczeniu przed powrotem do domu. Najpierw odczuwają lekki niepokój, potem pojawiają się coraz głębsze stany lękowe, mania prześladowcza, a niekiedy zaczynają ich nawet ogarniać myśli samobójcze. Główną przyczyną syndromu paryskiego jest skonfrontowanie ze sobą wcześniej ukształtowanego wyobrażenia z rzeczywistością. Dla Japończyków, którzy postrzegają Francję jako kraj elegancji i kultury, zetknięcie się z jej realnym wizerunkiem powoduje, że są oni bardzo rozczarowani jej zatłoczonymi, hałaśliwymi i brudnymi uliczkami. Jak zauważa dr Ota, największym szokiem dla nich okazuje się jednak opryskliwość mieszkańców oraz ich brak ogłady, która jest bardzo ważna w kulturze japońskiej.

Z kolei turyści udający się do Jerozolimy narażeni mogą być na tak zwany syndrom jerozolimski. Jego ofiary znajdowano owiniętych w hotelowe prześcieradła na Pustyni Judzkiej, albo klęczących i czekających na narodziny Dzieciątka w Bazylice Grobu Świętego. Tym zespołem zainteresował się dr Yair Bar-El, pracujący w szpitalu Kfar Shaul w Jerozolimie, który podzielił badanych na trzy grupy. Pierwszą z nich stanowią osoby psychicznie chore, które przyjechały do Ziemi Świętej z powodu swojej psychozy. Do drugiej zalicza członków sekt, nierzadko z zaburzeniami psychotycznymi.

Z kolei do trzeciej grupy zakwalifikował osoby, które faktycznie zachorowały na syndrom jerozolimski. Przed przyjazdem do Izraela były całkowicie zdrowe, w trakcie pobytu zaczęły występować u nich symptomy charakterystyczne dla tego zespołu, takie jak niepokój, nerwowość oraz niepohamowana potrzeba odwiedzenia świętych miejsc.

W późniejszym stadium choroby golą włosy i obcinają paznokcie, a także kilkakrotnie obmywają się wodą, by móc udać się na zwiedzanie Ziemi Świętej. W miejscach, które powiązane były z życiem Jezusa Chrystusa, wykrzykują kazania i głoszą potrzebę czystości, a także wyzbycia się wszelkich dóbr doczesnych. Niektóre z tych osób stają się również agresywne w stosunku do innych ludzi, jak na przykład kobieta, która przedstawiając się jako Prorokini Drzewa Oliwnego, kopała odwiedzających Bazylikę Grobu Pańskiego.

Powiedzenie „co za dużo to nie zdrowo” może okazać się jedyną receptą i przestrogą dla osób nadwrażliwych na niezwykłe piękno. Warto jednak czasami zwolnić tempo zwiedzania by móc stopniowo chłonąć cudowną atmosferę miejsca.

Źródło: www.tajemnicemedycyny.pl

Zobacz również:

  1. Ludzie, którym wydaje się, że ich życie to reality show…
  2. Dlaczego ludzie popełniają samobójstwa?
  3. Skąd się bierze fanatyzm religijny?
  4. Syndrom sztokholmski – sympatia dla porywacza




Możesz śledzić wszystkie odpowiedzi do tego wpisu poprzez kanał .

Dodaj komentarz