Handel dziewictwem i narządami – czy wszystko jest na sprzedaż? | Wszystko dla zdrowia i urody, porady kulinarne Uroda i Zdrowie - serwis nie tylko dla kobiet!

Handel dziewictwem i narządami – czy wszystko jest na sprzedaż?

3 września 2010, dodał: Redakcja
Artykuł zewnętrzny

Share and Enjoy !

Shares

„Handel” ma się w polskim internecie bardzo dobrze. Chcąc dokonać rzetelnej analizy tego zjawiska, niechybnie przekonałam się, że kupić można wszystko. I to dosłownie. Kwestią jest tylko cena. Można więc powiedzieć z całą pewnością, że słynne powiedzenie, iż wszystko jest na sprzedaż istnieje jedynie kwestia ceny, zaczyna być aktualne jak nigdy wcześniej. I jest to prawda przerażająca.

Handel dziewictwem

Łatwa w użyciu, testowana klinicznie, nie daje skutków ubocznych – to błona dziewicza, którą można kupić w internecie. Na rynku są też oczywiście całe dziewice. O skutkach ubocznych nabycia dziewicy wiadomo tyle, że są. I słono kosztują. Moda na handel cnotą dotarła także do Polski, a internetowy handel dziewictwem ma się w Polsce bardzo dobrze. W Internecie jest dwa razy więcej ogłoszeń o sprzedaży cnoty niż ogłoszeń o sprzedaży rękawiczek. Kto chce sprawdzić, niech sobie kliknie: w pierwszym przypadku wyskoczy 229 tysięcy wyników, w drugim – marne 105 tysięcy. Wystarczy więc wpisać w popularnych googlach frazę „sprzedam dziewictwo” (koniecznie z cudzysłowem), a odkryje się przed nami świat nieco przypominający makabreskę. Naszym oczom ukażą się dziesiątki ogłoszeń, które swą treścią wystawiają współczesności dość negatywną cenzurkę. Ujrzymy obraz internetowej rzeczywistości, której wymowa jest równie banalna, co przytłaczająca. Nie jest to jednak zjawisko nowe. Spotykaliśmy się z tym już kilkanaście lat temu. Mieliśmy przypadki, kiedy młode Polki sprzedawały swoje dziewictwo w Niemczech, jeszcze w czasach kiedy funkcjonowała marka – opowiada Zbigniew Izdebski, seksuolog. Można jednakże, jeśli oczywiście ktoś ma ochotę na twórcze myślenie, zastanowić się nad pytaniem, czy oferowanie swojego ciała za pieniądze to już prostytucja, czy jeszcze społeczny dopust? Odpowiedzi musimy poszukać we własnych przekonaniach.
Większość anonsów jest dość lakoniczna. Treść ogranicza się często do mało mówiących przymiotników w stylu piękna, zgrabna, urocza”. Z jednej strony mamy więc (ponoć) prześliczne blondynki o niebieskich oczach, z drugiej takie perełki jak dziewczyny o „rybensowskich” (pisownia oryginalna) kształtach czy bardzo gorące dziewice, które każdego zaspokoją”. Wspólnym mianownikiem pozostaje oczywiście silna potrzeba wsparcia finansowego. Z dużego procentu ogłoszeń bije jednak jakaś specyficzna nuda, dyskretnie odczuwalna gdzieś między kolejnymi znakami. Ma się wrażenie czytania anonsu motoryzacyjnego – wymiary, kolory, kształty. Brakuje tylko… przebiegu. Nawet ogłoszenia o pracę mają w sobie jakby więcej emocji. Wszystko wydaje się naturalne, mechaniczne, codzienne. Jakby dziewictwo było czymś, co można sprzedać, by potem kupić w nieprzerwanym cyklu współczesnej gospodarki wolnorynkowej. Cóż, przykro mi – „drożej kupię taniej sprzedam” tym razem po prostu nie działa. Sumy padają prosto z mostu – 5 tys. euro, 6 tys. zł, jak w starym dobrym osiedlowym sklepiku.
Dlaczego dziś tak chętnie wielu nastolatków wystawia swoje dziewictwo na internetową aukcję? Są kobiety, które wiedzą, że dziewictwo może być atrakcyjne dla mężczyzn – i sprzedają je. No, bo po co ona ma iść do łóżka tak bez sensu i dziewictwo stracić, jeśli może uzyskać za nie dobrą cenę? Niektóre zrobią to dla sławy, żeby zaistnieć w mediachpisze dr Lew-Starowicz. Licytujący to zarówno studenci, jak i zamożni panowie w średnim wielu. Mężczyźni szukający kontaktu z dziewicami chcą się dowartościować – wyjaśnia profesor Zbigniew Izdebski, seksuolog. Pocieszają się, że zrobią wrażenie, zostaną w pamięci. Są święcie przekonani, że pierwszy mężczyzna w życiu kobiety ma niebagatelne znaczenie. Nie zdają sobie sprawy, że mogą wcale nie być tymi pierwszymi. Tak jest od początku naszego gatunku. Mężczyźni mają wręcz fiksację na punkcie dziewic. W społecznościach feudalnych prawo pierwszej nocy przysługiwało panu – to on rozdziewiczał żony chłopów, którzy byli mu poddani – przypomina profesor Tomasz Szlendak, socjolog z toruńskiego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. I zaraz dodaje: Kiedyś dziewice się porywało, były niewolone, sprzedawane. Teraz same się wystawiają na sprzedaż. To dowód na to, jak radykalna jest emancypacja.
Ale też na to, jak bardzo kobiety oderwały się od swojego ciała. Zarówno dziewczęta, jak i chłopcy chcą sprzedać swoją cnotę. Sami zainteresowani twierdzą czasami, że pozbywają się „brzemienia”. Wielu nastolatków tak właśnie myśli o dziewictwie. Według badań większość odczuwa wstyd z powodu braku kontaktów seksualnych. Jednakże nie można oprzeć się wrażeniu, że kusi przede wszystkim łatwość zarobienia sporych pieniędzy. Mamy pełną komercjalizację. Nic się już nie liczy tak jak pieniądz. Najgłośniejsza licytacja dziewictwa Natalie Dylan z USA wciąż trwa i osiągnęła zawrotną kwotę 4 milionów dolarów. Jednak seksuolodzy przestrzegają amatorów „pierwszego razu”. Już za 3 tysiące złotych można dokonać rekonstrukcji błony dziewiczej.

Handel narządami

Handel narządami wcale nie zdarza się sporadycznie, jak przekonują niektórzy transplantolodzy. Na Ukrainie i w Mołdawii oferuje się 2,5 tys. euro za nerkę. W Chinach i na Filipinach powstają kliniki, do których na przeszczepy przyjeżdżają Japończycy, Koreańczycy i Amerykanie pochodzenia azjatyckiego. Wielu chętnych jest werbowanych w Madrasie, gdzie są wioski, w których kto mógł, sprzedał nerkę. Nieoficjalnie handluje się narządami nawet w Stanach Zjednoczonych, i to niemal w majestacie prawa. W Polsce jest nieco inna sytuacja, bowiem obowiązująca od stycznia 2006 roku nowa ustawa transplantacyjna odrzuca nawet możliwość tzw. dawstwa altruistycznego i zaostrza kary za handel narządami: kto nabywa lub zbywa cudzą komórkę, tkankę lub narząd, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech, jeśli zaś taki handel jest stałym źródłem dochodu, kara jest nie mniejsza niż pięć lat.
Fikcją jest nawet przeszczep od osoby związanej z biorcą emocjonalnie, ale nie spokrewnionej, na co już zezwala prawo. Sąd rodzinny wyraża zgodę tylko w wypadku konkubinatów lub kuzynostwa. Nie ma mowy, by przyjaciel oddał nerkę przyjacielowi. Trudno się więc może dziwić, że w Polsce, podobnie jak w innych krajach, rozwija się nielegalny rynek dawców narządów.
Pod hasłem: „Sprzedam nerkę zdecydowanie”, w internecie można znaleźć setki ogłoszeń i nikogo nie odstrasza groźba 5 tys. zł grzywny za ich umieszczenie. Powstała też pierwsza strona internetowa, na której fikcyjna fundacja zamieściła formularz dla osób chcących sprzedać nerkę. Wymagane informacje to grupa krwi, kraj pochodzenia i waluta, w jakiej chce się odebrać zapłatę. Krzysztof Pijarowski, przewodniczący stowarzyszenia Życie po Przeszczepie (jest po transplantacji wątroby) złożył w tej sprawie doniesienie do prokuratury, lecz ślimaczące się śledztwo nikogo nie zniechęca. Polscy transplantolodzy uspokajają, że nielegalny przeszczep jest u nas niemożliwy, bo w takiej operacji musi brać udział kilka ośrodków. Jak jednak wynika z rozmów z osobami dającymi ogłoszenia o sprzedaży narządów, badania zgodności genetycznej można za 1,5 tys. zł wykonać legalnie w polskim szpitalu, a potem wyjechać do zachodniej kliniki.
Problem handlu narządami ludzkimi jest w Polsce zupełnie niezbadany – pomijają go policyjne statystyki, lekarze wiedzą jednak o przypadkach sprzedawania, np. nerek – podkreślali prawnicy i chirurdzy podczas konferencji zorganizowanej przez Uniwersytet Warszawski.  Czarny rynek staje się najpewniejszą drogą do zdobycia narządu. W internecie coraz częściej zamieszczane są informacje o sprzedaży organów ludzkich. Ogłoszenia o treści: „sprzedam nerkę, szpik”, „sprzedam narządy, „sprzedam nerkę z powodu braku środków na utrzymanie rodziny – cena 45 tys. złotych można napotkać niemal na każdym kroku. Są chętni – jest też zainteresowanie takimi ofertami. To reguły rynku: jest popyt – jest podaż. Ludzkie narządy stały się pożądanym towarem. Nawet sankcje karne nie zniechęcają Polaków „w potrzebie”. Prawnicy i etycy spierają się jednak, czy można karać osoby zbywające własne organy. W grudniu 2005 roku do Prokuratury Rejonowej w Gorzowie Wielkopolskim złożono doniesienie na osoby prowadzące stronę internetową kierowaną przez nikomu nieznaną „Fundację przeszczep.one.pl”, gdzie oferowano pośrednictwo w kontakcie między sprzedającymi, a kupującymi organy. Dopiero w 2008 roku ujęto administratora strony i wytoczono mu proces, który w styczniu 2009 roku zakończył się. Sprawcę ukarano grzywną. A liczby ogłoszeń o chęci zbycia za pieniądze ludzkich organów jest coraz więcej. Oferty sprzedaży narządów na Allegro są jednymi z setek, które ukazują się w różnych publikatorach w Polsce. Ogłoszeń tego typu nie można łączyć z istnieniem w Polsce podziemnego handlu organami, gdyż w zgodnej opinii ekspertów takie zjawisko w naszym kraju nie istnieje (?).
Z jednej strony można uważać myślenie o przeszczepie w kategoriach komercyjnych za wątpliwe etycznie. Z drugiej jednak każdy jest wolny. Jeżeli prawo nie zakazuje człowiekowi popełnienia samobójstwa to dlaczego miałoby zakazywać sprzedaży organów? Miałbym wątpliwości czy prawu, szczególnie karnemu, można tak daleko ingerować – mówi prof. Jarosław Majewski. Specjaliści ostrzegają jednak przed podejmowaniem takich decyzji. Żeby oddać narządy, trzeba przejść kompleksowe badania w celu wykluczenia możliwości powikłań, a nawet śmierci. Wieloetapowy proces kwalifikacji obejmuje m.in. ocenę medyczną i psychologiczną. Cała procedura trwa kilka miesięcy – ryzyko zgonu dawcy jest wówczas znikome i wynosi między 0,2 a 0,4 promila. Każde, nawet najmniejsze odstępstwo od rygorystycznych procedur, może okazać się tragiczne w skutkach. Cały proces koordynują specjalne instytucje, które prowadzą rejestry przeszczepów, spisy dawców i listy osób oczekujących. Na Krajowej Liście Oczekujących na Przeszczepienie znajduje się w tej chwili 2121 osób (dane z września 2009 roku).

Handel dziećmi

Także ten nietypowy proceder kwitnie w najlepsze – ogłoszenia w sieci, wszystko proste i bez zbędnych formalności. O czym mowa? O internetowej adopcji.  W sieci pojawia się coraz więcej ogłoszeń, w których matki „oferują”, a bezdzietne małżeństwa „poszukują”. Ile warte jest dziecko? Od kilku do kilkunastu tysięcy złotych, w zależności od potrzeb finansowych biologicznej matki. Oferty od 10 do 20 tysięcy złotych to norma na tym „rynku”. Internetowa adopcja przyciąga wielu chętnych, którzy zrażeni są formalnościami niezbędnymi przy „normalnej” adopcji. Mimo znacznych kosztów, nie brakuje chętnych, co ściśle związane jest z faktem, że dzieci brakuje, a chętnych małżeństw jest bardzo dużo. Kusi łatwość. Zdecydowana matka, minimum formalności, a do tego noworodek, który od pierwszych dni będzie miał możliwość trafić do nowej rodziny. Ogłoszenia można znaleźć wszędzie. W wyszukiwarce wystarczy wpisać hasła: „oddam dziecko” lub „sprzedam dziecko”. Powody są zazwyczaj te same – trudna sytuacja finansowa, problemy małżeńskie, niechciana ciąża.
Nietypowe oferty cieszą się dużym powodzeniem. Małżeństwa, które nie chcą czekać, decydują się z miejsca, ponieważ dzięki „dogadaniu się”, unikną całej formalnej otoczki związanej z normalną adopcją (w tym także ośrodków adopcyjnych).
Z prawnego punktu widzenia, trudno jednoznacznie ocenić tę formę adopcji. Specjaliści twierdzą, że proceder ten, to nic innego jak handel ludźmi i żadna umowa towarzysząca takiej „transakcji” nie jest ważna. Do tego dochodzą również aspekty moralne. Nie zmienia to jednak faktu, że i w przypadku „przyspieszonej” adopcji można wygrać w sądzie. Przykładem jest sprawa z 2008 roku. Matka zdecydowała się oddać dziecko za 2 tys. złotych. Sprawa trafiła do sądu. Nowi rodzice motywowali swoją decyzję chęcią polepszenia jakości życia dziecka – to wystarczyło. Sąd odrzucił zarzut o handel ludźmi, orzekając, że nowi rodzice chcieli po prostu ominąć przepisy adopcyjne.
Dzicko można „kupić” na różne sposoby – można kupić nasienie, komórki jajowe, a w końcu można wynająć surogatkę – kobietę, która da się zapłodnić męskim nasieniem, zajdzie w ciążę i urodzone dziecko przekaże innym rodzicom. Legalnie, po przejściu procedury adopcyjnej. Surogatka życzy sobie 50 tys. (wzwyż), samą komórkę jajową można dostać już za 5 tys., a strzykawka spermy to wydatek rzędu 3 tys. W agencji pośrednictwa trzeba doliczyć 4,5 tysiąca. Wynajęcie brzucha od zastępczej matki, to nie problem. Wystarczy zgłosić się do agencji pośrednictwa np. Elizabeth w podwarszawskim Piasecznie. Formalnie jest ona agencją pracy tymczasowej. W rzeczywistości praca zatrudnionych tam kobiet polega na wynajmowaniu bezdzietnym parom brzucha na ich zarodek. Prawo tego nie zabrania – Polska nie ratyfikowała jeszcze europejskiej konwencji bioetycznej, która zakazuje takich transakcji. Nie ma żadnego przepisu regulującego taki proceder. Po prostu dziura prawna. Dlatego właśnie lukratywna działalność agencji pozostaje poza wszelką kontrolą.
Surogatki – jedna, dwie, niewiele znaczący margines? Nieprawda. Są ich setki, może tysiące. W internecie także nie trzeba długo szukać. Niektóre wplatają swoje ogłoszenia między zwykłe posty na forach poświęconych macierzyństwu. Inne reklamują się na witrynach wprost skierowanych do surogatek (bo i takie istnieją). „Wynajmę brzuch na 9 miesięcy” – nietrudno znaleźć ogłoszenie takiej treści. Skorzystanie z usług matki zastępczej jest drogie i niepewne, ale legalne. „Szukamy surogatki. Jesteśmy małżeństwem, które nie ma zbyt dużo czasu (mamy po 38 lat). Bardzo proszę o kontakt poważne, zdecydowane kobiety, które mogą nam pomóc” – to inny typowy przykład anonsu internetowego. Można nawet kupić domenę KobietaInkubator.pl. – Brzuch do wynajęcia, a domena na sprzedaż! – zachwala właściciel, informując, że małżeństwa za zastępcze macierzyństwo są skłonne zapłacić od 15 – 25 tys. euro. Dlaczego jest popyt na takie usługi? Surogatka jest na przykład jedyną szansą na posiadanie własnego dziecka dla kobiet, które straciły macicę i nie moga urodzić. W państwach, w których wynajem brzucha jest legalny i prawnie uregulowany – jak Stany Zjednoczone, Rosja czy Ukraina – na surogatkę decydują się też kobiety, które dziecko owszem chciałby mieć, ale bez niedogodności związanych z ciążą. Dotyczy to jednak tylko osób dobrze sytuowanych, bo zarówno procedura zapłodnienia in vitro, jak i opłata za „brzuch” do tanich nie należą. W Polsce średnia cena samego zabiegu waha się między 9 a 11 tysięcy złotych. Surogatka – nawet pięć razy tyle. Polskie prawo w żaden sposób tego nie reguluje. Jeśli para znajdzie lekarza, który się podejmie zabiegu i podpisze umowę z matką zastępczą, nie ma przeszkód – tłumaczy prawnik prof. Eleonora Zielińska. Para płaci matce zastępczej za poród i ciążę, a ta po urodzeniu dziecka zrzeka się go w procedurze adopcji ze wskazaniem. Ojciec dziecka może też je uznać jeszcze przed porodem.
Gdzieniegdzie wspomina się jeszcze o jednej możliwości. Po co oddawać nasienie, czekać dziewięć miesięcy, skoro – jeśli się chce – można mieć dziecko dużo wcześniej. Według pośrednika wystarczy wpisać zleceniodawcę w akt urodzenia jako ojca dziecka. Szpital się nie dowie. Pan sobie czeka w samochodzie, potem bierze dziecko do domu i to wszystko.
Ile dzieci kupuje się tak w Polsce? Nie sposób podać miarodajnej liczby, ale szacuje się, że od 300 do 400. Handel trwa w najlepsze, bo polskie prawo dopuszcza tak zwaną adopcję ze wskazaniem. Polega ona na tym, że rodząca zrzeka się praw do dziecka i jednocześnie wskazuje, komu chce oddać dziecko do adopcji. Zainteresowani kupnem dziecka w razie kłopotliwych pytań policji mówią, że to adopcja ze wskazaniem. I po kłopocie. Czy to etyczne? Profesor Janusz Wasiak, szef Komisji Etyki Lekarskiej przy Okręgowej Izbie Lekarskiej w Łodzi, mówi, że nie ma jednej dobrej odpowiedziCzy można potępiać kobietę, która znalazła się w tak dramatycznej sytuacji, że nie ma z czego wykarmić rodziny i decyduje się wynająć brzuch? A po drugiej stronie transakcji jest inna kobieta, która tak bardzo chce mieć dziecko, że nie zawaha się przed niczym, nawet przed kupieniem maleństwa

Nie mam ambicji psychologa, ale być może spory udział w „handlu” mają wpływy permisywistycznej kultury masowej, zanik wartości czy po prostu, najbardziej przyziemnie, potrzeba łatwego zysku. Zdarzają się co prawa historie dość smutne (o ile prawdziwe) o braku funduszy na studia czy o problemach rodzinnych. Pytanie brzmi – czy kłótnia o pozmywanie naczyń to już „problemy rodzinne” czy jeszcze nie? Powyższy tekst, choć napisany z lekkim przymrużeniem oka, obrazuje coś bardzo istotnego – uwypukla kierunek, w którym podąża ludzkość. Nie mam też ambicji mesjańskich, nie chcę nikogo krytykować, ale niezaprzeczalnym faktem jest, że zjawiska, które jeszcze kilkanaście lat temu były „zarezerwowane” dla marginesu społecznego, dziś wychodzą na światło dzienne. Co jeszcze można kupić? Przerażające, co odkrywa przed nami świat…

    Share and Enjoy !

    Shares


    Możesz śledzić wszystkie odpowiedzi do tego wpisu poprzez kanał .

    7 komentarzy do Handel dziewictwem i narządami – czy wszystko jest na sprzedaż?

    1. avatar Co dodać? pisze:

      Nic nie można dopowiedzieć od momentu gdy coś staje się interesem.

    2. avatar pastuszek444 pisze:

      Szkoda, że nie jestem dziewicą, chętnie bym sprzedała… a jakie są teraz stawki?

    3. avatar Kolorowapani pisze:

      Zgadzam się: pedofilia, powinno sie karać takich „sponsorów”, ale gdzie byli rodzice, którzy powinni wdrożyć do małoletniej głowy wartości moralne????

    4. avatar summerlove pisze:

      Posiadanie wnuków to jeszcze nic złego :), ale… czy to nie jest rodzaj pedofilii, kiedy facet „ma” (czytaj: kupuje sobie) 40 lat młodszą kochankę???

    5. avatar summerlove pisze:

      posiadanbie wnuków to nic złego :) ale… czy to nie jest rodzaj pedofilii, kiedy facet „ma” (czytaj: kupuje sobie) 40 lat młodszą kochankę???

    6. avatar Barbie1290 pisze:

      Małolatki wchodza na czaty i sprzedają swoje dziewictwo, potem udają niewiniątka i zyją na koszt sponsora, który jest łysy i ma wnuki

    Dodaj komentarz do summerlove