Maksiu ma mnie, nie musi chodzić na basen... jeszcze by mu się jakieś myśli w głowie zrodziły, żeby utopić się z rozpaczy.
Dobra, tak poważniej nieco rzecz ujmując to DIDI8d ma rację, że nie warto... bo nie warto, jak już jest pewne, że ktoś nas nie chce (nawet jeśli tylko mówi, że nie chce), ale jak człowiek jest zakochany to bywa, że długo to do niego nie dociera.
Coś mi się wydaje, że moja dwutygodniowa rozpacz po rozstaniu z narzeczonym trwała tak krótko tylko i wyłącznie dlatego, że poszłam "w ludzi" jak chart po podniesieniu klapy boksu startowego Nie żeby tamten człowiek wart był dłuższego opłakiwania, ale wiecie jak jest... człowiek porzucony rozżala się nad własnym porzuceniem głównie.
Tu jest oczywiście nieco inna sytuacja, bo Max nie zdążył się do niej zrazić jak ja do tego tam C., a w takiej sytuacji, kiedy nadal chcemy JĄ/JEGO nie możemy się pozbierać i choć takie wychodzenie do ludzi jest potrzebne, to na początku siedzimy pośród nich z myślą: Co ja tu robię? I widzimy, że to nie jest to, czego chcemy, bo chcemy ją/jego i oceniamy ich jako gorszych od niej/niego i jeszcze bardziej tęsknimy, że jej/jego nie ma teraz z nami.