1

Temat: Pierwszy rok małżeństwa...

Jestem w rozsypce...
Niedługo mija pierwsza rocznica naszego ślubu, a ja sama już nie wiem co myśleć. Jestem bardzo skołowana, praktycznie przez cały ten okres. Pozwolę sobie nieco nakreślić mój problem, to może jakoś się to tego wszystkiego odniesiecie i pomożecie mi złapać nową perspektywę.

Mojego męża przed ślubem znałam 7 lat, przez 6,5 byliśmy parą. Zaczęło się, gdy mieliśmy po 19 lat. Raz było lepiej raz gorzej, ale zawsze byliśmy razem. To co nas dzieliło, ale przymykaliśmy na to oko to różnica religii. Ja pochodzę z rodziny katolickiej, sama nie szczególnie praktykuję, bardziej na zasadzie tradycji, a mąż z rodziny świadków jehowy, bardzo zaangażowanych w swoją religię. Teoretycznie nikt nic nie miał przeciwko naszemu związkowi, jego rodzina była dla mnie zawsze bardzo miła, ale dało się wyczuć i czasami to wypływało w rozmowach, że powinien mieć żonę z ich zboru.

Lata mijały i rodzina męża, mama, ojczym i rodzeństwo zdecydowali się wyemigrować i zamieszkać na stałe w Niemczech. On, wtedy jeszcze mój chłopak, postanowił zostać tutaj, żebyśmy mogli być razem.  Już przy wyjeździe rodziny, zaczął mi sugerować, że powinnam się razem z nim wprowadzić do mieszkania po rodzicach. Wyniknęła z tego straszna awantura między nami, bo ja nie byłam na to gotowa, a poza tym on mówił mi praktycznie wprost, szczególnie już w kłótni, ze to dlatego, że on po prostu nie chce mieszkać sam. Poczułam się beznadziejnie, bo chciałam, żebyśmy podejmowali razem takie decyzje, a nie bo jego rodzina wyjechała i ja miałam być 'w zastępstwie.' Przez cały ten okres, kiedy mieszkał tam sam, bo koniec końców doszliśmy do takiego porozumienia, pomagałam mu gotując czasami sprzątając itp. Robiłam to wszystko między pracą a studiami i bywało ciężko. Po kilku miesiącach mój chłopak mi się oświadczył i wtedy się zaczęło.

Najpierw nieustanne awantury o to kiedy ma być ślub, bo on był zaskoczony, że oświadczyny wiążą się od razu z planowaniem ślubu. Z perspektywy czasu to okazuje się, ze zrobiło to bo go do tego „zmusiłam,” co z mojej perspektywy wygląda nieco inaczej, bo faktycznie gadałam rzeczy typu „kochanie, kiedy mi się oświadczysz,” ale raczej pół-żartem pół-serio a nie z tasakiem przy jego głowie.

Przez 3 m-ce, nie mogliśmy się porozumieć. Później znowu wypłynął problem tego jak zorganizować przyjęcia, żeby nie było niezręcznych sytuacji z naszymi rodzinami, bo wielkie wesele nie wchodziło w grę. Tzn ja chciałam, ale on nie i tak już zostało. Ostatecznie wzięliśmy dwa śluby, jeden cywilny na który była zaproszona głównie jego rodzina i moi rodzice i siostra, i drugi mieszany w kościele, gdzie zaprosiliśmy trochę więcej mojej rodziny.

Jak już zaczęliśmy razem mieszkać, to niestety zaczęło się piekło z obu stron. Ja ciągle czułam się odrzucona, bo ciężko mi było zrozumieć, że mąż po powrocie do domu najpierw musi ćwiczyć (ok. godziny) później rozmowy z mamą,siostrą (praktycznie codziennie) itp. na skypie, co doprowadzało mnie do nerwicy, później musiał poczytać i zrobić milion innych rzeczy, dopiero ja. Nie mogłam się do tego dostosować, bo chciałam być ważniejsza w jego życiu niż czułam, że byłam i robiłam mu o to awantury. On twierdził, ze jestem wariatką i nie wie, o co mi chodzi i tak się kłóciliśmy non stop z małymi przerwami. Kłótnie były o tyle nieprzyjemne, że mąż specjalnie rozmawia ze mną robiąc ze mnie idiotkę, co sprawia, że bardzo się wściekam. Pewnego dnia zadzwoniłam ze skargą do taty i zaczęła się awantura już na całą rodzinę. Padły okropne słowa, do tej pory, ponad pół roku mąż nie chce rozmawiać z moją rodziną, oni chcieliby już załagodzić sytuację, ale mąż się nie chce zgodzić. Dodatkowo od tamtej pory angażuje swoją rodzinę, w każda nasz kłótnię, dochodzi do tego, że jak się pokłócimy to siada obok w pokoju, dzwoni do mamy czy siostry i mnie wyzywa od najgorszej, a oni przyznają mu rację i każą się wyprowadzać.

Nasze kłótnie są coraz gorsze, bo ja chcę żeby wszystko załagodzić, a mąż uważa, że został niesprawiedliwie potraktowany i nie chce żadnego pojednania.

Przez to wszystko w ogóle nie funkcjonujemy jak małżeństwo, tylko jak para studentów w akademiku. Mieszkanie nadaje się do remontu generalnego, ale mąż nie chce go remontować bo twierdzi, że nie będzie wkładał pieniędzy w nie swoje. Na inne nas nie stać. Ustaliliśmy, że to on nas będzie utrzymywał, bo ja pracuję dorywczo i na dodatek sezonowo, a wszystko co zarobię, odkładam na remont. Po pewnym czasie okazało się, że mąż rozlicza mnie z każdego grosza. Zapisuje sobie na kartce, ile jest pieniędzy i codziennie to przelicza, żeby wiedzieć, ile wydałam. Kupuję z tych pieniędzy dosłownie tylko jedzenie, bo inaczej jest, że za dużo wydaję.

Remont miał być robiony wspólnie z tatą, żeby obniżyć koszty, to teraz mąż nie chce się na to zgodzić, bo nie będzie z moim tatą pracował. Każe mi nająć ekipę, ale mnie nie wystarczy oszczędności nawet na cały materiał, a co dopiero na ekipę. Powiedziałam mu, żeby w takim razie chociaż do tego dołożył, to też spotkałam się z odmową.

Już nie wiem jak mamy żyć, co robić, żeby było ok. Mam takie wrażenie, że każdy w tym związku musi sobie radzić, bo my jesteśmy razem tylko 'na dobre.' Teraz jeszcze mąż wyskakuje z pomysłami, ze jednak chyba będzie świadkiem jehowy, więc już totalnie się rozjeżdżamy. Wszyscy jego znajomi należą do zboru i tylko co chwila mu podrzucają, jak nie biblie to jakieś ich czasopisma. Mieliśmy być neutralni religijnie, a koniec końców obchodziliśmy pamiątkę świadków jehowy, a na święta ani nie pojechaliśmy do rodziny, ani ich nie obchodziliśmy. Bardzo mi przykro. Wiem, że się też czasami czepiałam o głupoty, ale to chyba nie powinno przekreślać wszystkiego. Mój mąż ma tak, że zawsze jak się kłócimy to mnie straszy rozwodem. Mam dość.

Zapomniałam dodać, że byłam też na terapii, żeby lepiej zrozumieć siebie i staram się nad sobą pracować, ale nie zawsze mi wychodzi. Byliśmy też na wspólnej terapii, ale tylko raz, bo mój mąż stwierdził, że terapeutka jest beznadziejna.

2

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

Świadkowie Jehowi mają duży wpływ w swoim społeczeństwie.
Biblia jet w większości religii, ale oni ją przekręcają.
To bardzo trudna, toksyczna religia.
[url]http://wyborcza.pl/duzyformat/1,140813,16695760,Byly_swiadek_Jehowy__Nie_jestem_gnojem_na_polu.html[/url]

3

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

W Twojej relacji nie ma ani słowa, że choćby na początku była miłość, szacunek... Piszesz tylko o problemach... Co Cię skłoniło, żeby mimo to za niego wyjść?...

4

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

Rzeczywiście świadkowie są nieco hermetyczni i mało tolerancyjni pod względem religijnym (nie oni jedni), choć wewnątrz własnego wyznania zlepiają ze sobą różne doktryny.

[b]Różnice religijne to ZAWSZE był i będzie punkt zapalny i niech się nikt nie łudzi, że da się to dogadać[/b], bo naprawdę zawsze prędzej czy później wyniknie konflikt, jak nie związany z zawarciem małżeństwa czy świętami, to w momencie przyjścia na świat dziecka. Dwa fronty zetrą się i rozpocznie się wojna o to, w jakim duchu je wychować i czy je ochrzcić.

Nie jesteś szczęśliwa w tym związku i bardzo przykro mi to stwierdzić, wolałabym mieć do napisania co innego, ale... szczęśliwa w nim nie będziesz sad
Za to możesz być bardzo szczęśliwa po uwolnieniu się z tej toksycznej relacji, pozbawionej szacunku i nie chodzi o różnice wyznaniowe a sposób, w jaki partner Cię traktuje.
Napisałaś w innym wątku o rodzinie partnera i tak czułam, że może chodzić o religię, ale nie chciałam się z tym wychylać, więc napisałam o tym, że musisz dowiedzieć się dlaczego jest jak jest od partnera i że przyczyny mogą być różne, bo mogą. Cóż... chyba już wiemy w czym rzecz.

Moje zdanie jest takie, że powinnaś postawić teraz na relacje ze swoją rodziną lub na samodzielność, jeśli tylko masz możliwość, bo powinnaś się stamtąd wyprowadzić.
Nie trać więcej czasu na taką relację, nie będzie łatwo po tylu latach, ale nauczysz się oddychać czystym powietrzem i zobaczysz, że było warto. I nawet nie próbuj starać się o to, żeby pozostawić po sobie lepsze wspomnienie, bo choćbyś nie wiem co zrobiła, to i tak będziesz tą złą, skoro tak wygląda sytuacja. Naprawdę przepraszam, bo pewnie potrzebujesz pocieszenia i może wolałabyś przeczytać, że jest jakieś rozwiązanie inne, ale ja w inne nie wierzę. sad
To jest moje zdanie i trzymam kciuki za to, żebyś ułożyła sobie życie, zanim stracisz kolejne lata na kłótnie.

On Cię w kłótniach prowokuje swoim nastawieniem, Ty okazujesz emocje i lokuje Cię to na przegranej pozycji, bo "rzucasz się jak wariatka". Pamiętaj, że w kłótni ten ma przewagę, kto potrafi zachować więcej zimnej krwi, choćby nawet nie miał racji.

A to:"Po pewnym czasie okazało się, że mąż rozlicza mnie z każdego grosza. Zapisuje sobie na kartce, ile jest pieniędzy i codziennie to przelicza, żeby wiedzieć, ile wydałam. Kupuję z tych pieniędzy dosłownie tylko jedzenie, bo inaczej jest, że za dużo wydaję." to jest przemoc ekonomiczna.

[url]http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53664,17951232,Przemoc_ekonomiczna__Na_krotkiej_smyczy.html#TRwknd[/url]

5

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

Dziewczyno, pomyśl, czy nie lepiej Ci będzie bez niego, przecież możesz jeszcze kogoś poznać, kito Cię będzie traktował normalnie, a nie jak wroga.. Daj sobie szansę..

6

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

Po 1. roku małżeństwa to ja byłam cala w skowronkach, za szybko dopadła Was codzienność i rutyna...

7

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

To chyba bardziej złe wpływy zewnętrzne hmm

8

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

Nie rozumiem jaki tam z niego wierzący człowiek. Przecież religia nie nakazuje się kłócić.
Może ma taki charakter,że nie da się być z nim...

9

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

Wierzący człowiek grzeszy. Niewierzący popełnia błędy. Jedno i to samo, tylko nazwane inaczej, a bez skazy nie znajdziesz nikogo.

10

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

Na mój gust to nic Was nie łączy, poza tym, że macie się z kim kłócić... i to jest smutne.

11

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

Takie małżeństwo jest toksyczne, on nie daje Ci żadnego oparcia i stabilizacji... Wiecznie będziecie żyć nie na swoim i w zawieszeniu? Gdyby był poważny to już by myślał o kredycie na mieszkanie i o tym, co zrobić żeby lepiej Wam się żyło... Najwidoczniej mu przeszkadzasz w jego codziennych zajęciach. Tylko właściwie po co brał ten ślub?

12

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

Tak się czuję, jak byśmy nadal byli na studiach i żyli dnia na dzień, bez celu...

13

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

Kaliksta, czy to jest problem dla Ciebie żeby odejść z tego związku?
Pamiętaj, jestem po Twojej stronie smile

14

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

Nie ma sensu ani użeranie się, ani życie z dnia na dzień. Potrzebne są zmiany. Rozważałaś już odejście, choćby tylko jako jedną z możliwości?

15

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

Zapytam inaczej: czy masz dokąd odejść...?

16

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

Ciągle o tym myślę, tylko po kilku latach z nim jestem już tak nastawiona do życia i facetów, jak 50-latka po przejściach... Odejść miałabym gdzie, rodzice mnie wspierają w każdej decyzji,  tylko boję się, ze to będzie odejście donikąd, bo zostanę sama i raczej nie zdecyduję się na kolejny związek...

17

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

Ciężka sytuacja... Sama nie jestem jeszcze po ślubie, ale już się boję, że jeśli będę, to tak samo może wyglądać moje życie...:/

18

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

Kalista, tak myślisz na dziś, bo masz doła przez niego.
Jak odejdziesz, to wszystko powoli się wyprostuje.
A jak on krzyczy, to co robisz? Też krzyczysz?

19

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

Daję linki o toksycznych związkach.

[url]http://malemen.blox.pl/2012/08/Miej-szacunek-do-samej-siebie-Toksyczni-faceci.html[/url]

[url]https://portal.abczdrowie.pl/toksyczne-zwiazki[/url]

[url]http://ujagny.blog.pl/2013/10/13/trudna-milosc-toksyczne-zwiazki-czyli-kiedy-lepiej-sie-rozstac/[/url]

20

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

Zamiast się rozwodzić poszukaj sobie kogoś, kto Cię uszczęśliwi, a mąż niech sobie żyje z boku, wśród swoich zajęć... A jak uznasz, że pora się wyprowadzić, to to zrób i niech będzie w szoku...

21

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

Myślę że pora zmienić terapeutę . Pomyśl o sobie i swoich potrzebach. Skoro jesteś nieszczęśliwa w tym małżeństwie, to od niego odejdź. Nie ma sensu się męczy a tym bardziej że ze strony męża nie widać jakiejkolwiek chęci na to, aby poprawić wasze relacje.

22

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

Pomyśl, co będzie jeśli pojawi się dziecko.. Jeśli dla niego też taki będzie, to lepiej, żeby nie został ojcem...

23

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

Taaak krzyczący tata... jak to źle wpływa na dziecko...

24

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

Kaliksta... to, że czujesz się jak pięćdziesięciolatka dowodzi tego, jak bardzo jesteś zmęczona sad
Jeśli masz dokąd odejść, zrób to i ja wiem, że to rodzi obawy, bo to ogromna zmiana i że myśli się o tym, że życie już się nie ułoży, że z nikim się nie będzie. To normalne myśli w takiej sytuacji. Prawie każda kobieta myśli w ten sposób, rozważając odejście lub będąc zaraz po rozstaniu. Jeśli jednak nie zrobisz nic, to będziesz z kimś, przez kogo czujesz się źle i będziesz się czuła coraz gorzej, a zostając z nim owszem, ułożysz sobie życie... ułożysz źle.

Co jeszcze musi się stać, żebyś się odważyła? Kiedy wyczerpie się Twoja cierpliwość? Wtedy, kiedy już nie będziesz miała siły na zmianę? Męczysz się sad

25

Odp: Pierwszy rok małżeństwa...

[quote=subtellna]Taaak krzyczący tata... jak to źle wpływa na dziecko...[/quote]

Kiedyś to była norma, a dziś dzieci potrafią z takiego domu uciec do domu dziecka, żeby zwrócić uwagę na swój dramat... Nie warto sobie i jemu marnować życia z takim typem.