Odp: miłość czym właściwie jest
Radzę zacząć oszczędzać, bo inaczej spędzisz całe życie w towarzystwie rodziców..:/ Dla mnie to by była nieciekawa perspektywa...
Nie jesteś zalogowany. Proszę się zalogować lub zarejestrować.
Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Radzę zacząć oszczędzać, bo inaczej spędzisz całe życie w towarzystwie rodziców..:/ Dla mnie to by była nieciekawa perspektywa...
Gdybym miała stały dochód, szybciej bym się nauczyła Ale trzymam kciuki za siebie, że to się zmieni niedługo, choć pokusa wynajęcia pokoju i wyprowadzenia się od razu może być bardzo silna, ale wtedy nie będę miała z czego odłożyć na wyjazd, więc... kurczę... bo ja po prostu zbyt często ulegam pokusom uważając je za potrzeby. Tak, staram się to kontrolować, ale czasami mi nie wychodzi. Potrafię, będąc na zakupach, mówić sobie w myślach "nie potrzebujesz tego" lub "nie potrzebujesz tego teraz". Kiedy zdarza mi się ulegać takim słabościom tłumaczę się słowami: żeby rozsądnie gospodarować, to trzeba mieć czym. A przecież prawda jest taka, ze nawet złotówkę można wydać mniej lub bardziej sensownie.
Po prostu masz większe potrzeby niż inni, tak to sobie tłumacz
Ale życie polega też na tym, żeby sprawiać sobie czasem przyjemności, a nie tylko ciągle dołować się, że nas na coś nie stać...
Trzeba przecież kochać samą siebie i czasem rozpieszczać:)
[quote=niechcemisie]Że pazerna jestem? [/quote]
To zależy na co wydajesz, jeśli krem za 15 zł to nie, ale jak na buty za 400 zł to już bym się obawiała że tak
Ja nawet jak mam więcej kasy do dyspozycji to jakoś nie umiem wydać na głupoty, albo rzeczy, bez których mogę się obejść
Co jest dla jednego głupotą, to dla drugiego może być niezbędne:)
Otóż to
I na podstawie przykładu Kalinki wnioskuję, że jednak na szczęście pazerna nie jestem. Ale... raz miałam drogie buty, takie za pół tysiąca, przy czym zaznaczam - chodziłam w nich tyle lat, że w konsekwencji okazały się tańsze niż gdybym miała w tym czasie kupić obuwie w przedziale cenowym takim jak zwykle. Teraz one kosztują chyba ok. 350 zł, o ile gdzieś je jeszcze można dostać, choć wątpię niestety, al,e warte tej ceny.
To jest praktyczność a nie rozrzutność, tyle że przez tyle czasu to by mi się już znudziło nosić jedne buty:)
Mi się nie znudziły, ba... nawet z chęcią kupiłabym kolejną parę, bo podobały mi się szalenie i to jedne z nielicznych zimowych, które były prawdziwie nieprzemakalne. Zwykle kupuję buty, które przemakają lub rozklejają się. W tych chodziłam do szkoły, gdzie trzeba było wytrzymać te kilka godzin. Zmiennego obuwia w szkole nie stosowano, a siedzieć na zajęciach w mokrym to koszmar.
Fajna szkoła, ja zawsze nie lubiłam zmieniać butów, bo tenisówki psuły mi każdą stylizację, a przecież wtedy człowiek chciał wyglądać wyjątkowo dla tego Kogoś
Szkoła dla dorosłych. W policealnej było to samo... gimnazjalistów uczących się w tym samym budynku obowiązywało obuwie zmienne, nas nie.
Przypomniała mi się sytuacja ze szkoły, do której kiedyś chodziłam. To był czas, kiedy nosiłam khaki, czerń, glany itd. i nie zawiązywałam sznurówek w swoich wysokich trampkach. Upominano mnie wiele razy, ale jak bunt to bunt, nie? W końcu woźna z jedną z nauczycielek złapały mnie i przywiązały mi sznurówkę do sznurka od kaptura Koleżanka musiała mnie rozwiązywać, bo stałabym tak z jedną nogą w górze
Jesteś ofiarą szkolnej przemocy, zgłosiłaś to gdzieś...?;)
Nie zgłosiłam... czy po latach mogę ubiegać się o jakieś odszkodowanie z tego tytułu?
Koleżanka miała gorzej... dostała od woźnej w pysk za kradzież garści paluszków ze szklanki stojącej na stole
Zadzwoń do TVN-u, oni się specjalizują w odgrzewaniu dawnych spraw, pójdziecie razem do tej szkoly zawiązani sznurówkami i personel zarz sobie przypomni jak to się znęcał
Ciesz się, że Ci nie obcięły cholewek tych trampek, to by było boleśniejsze w skutkach
Szkoła już nie istnieje. A dyrektorka to oszustka, nie chciała mi dokumentów oddać.
Może zamierzała wkleić do nich swoje zdjęcie i udawać, że ma znów 16 lat...?
Miłość podobno jest wtedy, kiedy bardziej dbamy o czyjeś szczęście niż o własne. Zdarzyło się to Wam kiedyś???
Nie sądziłam, że macie tutaj takie trudne pytania...
Czy można prosić o inny zestaw?
Wydaje mi się, że miłość to stan, kiedy przestajesz myśleć w kategoriach: ja, on... a zaczynasz myśleć w kategorii: my.
> coolinarna napisał/a:
> Miłość podobno jest wtedy, kiedy bardziej dbamy o czyjeś szczęście niż o własne. Zdarzyło się to Wam kiedyś???
Wydaje mi się, że na początku związku, na etapie zakochania, wiele z nas tak ma.
Ktoś się staje dla nas bardzo ważny, więc staramy się na każdym kroku. Wybieramy miejsca, które ta osoba lubi, gotujemy coś, co niekoniecznie dla nas jest smaczne, ale jemu smakuje i jesteśmy skłonne do wielu wyrzeczeń. Niestety... Moim zdaniem łatwo się w tym wszystkim zapędzić i stracić własne zainteresowania, własny czas i znajomych. A później jeśli nie daj Boże coś nie wyjdzie, okazuje się, że nie wiesz co ze sobą zrobić.
Ale czy faceci doceniają takie poświęcenie? Najczęściej przestajemy takie być, bo oni nie rewanżują się tym samym...
Miłość to wypadkowa naszych marzeń i reakcji chemicznych w mózgu - nic innego, dziewczyny...)
Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź